Ile obcych cywilizacji kryje się wśród gwiazd? Dlaczego ich nie widzimy? O życiu pozaziemskim spekulowano już ponad sto lat temu. Nie była to domena jedynie pisarzy. Percival Lowell u schyłku XIX wieku dopatrzył się kanałów na powierzchni Marsa i stwierdził, że muszą one być wytworem obcej cywilizacji. Choć był w błędzie, nadzieje o "braciach w rozumie" żyjących poza Ziemią nie wygasły. W latach 20. minionego wieku nasłuchiwano transmisji radiowych od potencjalnych Marsjan. W latach 60. naukowcy analizowali fale radiowe pochodzące z bliskich gwiazd.
Od tamtej pory poszukiwania pozaziemskiej inteligencji trwają z różnym natężeniem do dzisiaj. W 1961 roku Frank Drake podszedł do problemu bardziej analitycznie. Zadał sobie pytanie: ile cywilizacji, z którymi można by nawiązać kontakt, istnieje na Drodze Mlecznej? By udzielić odpowiedzi, napisał równanie, które do dziś działa na wyobraźnię ludzi na całym świecie. Jak wyglądają rozważania na temat powszechności życia i inteligencji wśród gwiazd po ponad pół wieku?
Równanie Drake'a - fakty
Gdy radioastronomowie zaczęli na poważnie nasłuchiwać sygnałów radiowych pochodzących z kosmosu, Frank Drake postanowił obliczyć, jak trudno będzie wykryć życie pozaziemskie nie tyle pod względem czułości aparatury, ile pod względem statystycznego prawdopodobieństwa. Zgromadził czynniki, które jego zdaniem powinny wystarczyć, by ocenić, jak wiele obcych ras może wysyłać w kosmos swoje sygnały tak jak my. Otrzymał następującą równość:
N = R* * fp * ne * fl * fi * fc * L
Pierwsze dwie liczby określają intensywność powstawania gwiazd w naszej Galaktyce (R*) oraz ułamek gwiazd, wokół których powstają planety (fp).
W latach 60. nie było żadnej pewności, czy istnieją planety poza Układem Słonecznym. Niedoszacowana również była liczba gwiazd na Drodze Mlecznej - sądzono, że jest ich około stu miliardów. W 1961 r. Drake i jego współpracownicy zgadywali w ciemno, że co roku na Drodze Mlecznej powstaje jedna gwiazda i wokół co piątej powstają planety.
Jak się okazuje, w naszej Galaktyce jest ponad trzysta miliardów gwiazd i z mocnym przekonaniem możemy powiedzieć, że niemal każda ma planety. Jeszcze w 2012 roku konserwatywnie oceniano, że planet jest jakieś pięćdziesiąt miliardów, teraz jednak szacuje się, że może ich być nawet więcej, niż jest gwiazd. Trudno sobie wyobrazić takie liczby. Dobrą analogią może być wywrotka wypełniona piachem, gdzie każde ziarenko to planeta. Na ilu z nich mogło rozwinąć się inteligentne życie?
Pierwszym krokiem, by na to odpowiedzieć, jest kolejny czynnik równania (ne). Ma on oceniać, jaka średnia liczba planet, na których może powstać życie, przypada na układ planetarny.
Rozważania nad wartością ne są potencjalnie najciekawszym obszarem badań i analiz w kontekście poszukiwania życia poza Układem Słonecznym. Co jest konieczne, a co przekreśla szanse dla życia? Obecnie często dla uproszczenia zakłada się, że potrzebne są planety "podobne do Ziemi", których wielkość jest do niej podobna i które znajdują się w odpowiedniej odległości od gwiazdy (w tzw. ekosferze), by mogła na ich powierzchni istnieć woda w stanie ciekłym.
Zaletą skupienia się na "siostrach bliźniaczkach Ziemi" jest to, że potrafimy w przybliżeniu określić, ile jest takich planet. Jeśli brać pod uwagę jedynie gwiazdy podobne do Słońca, to na samej Drodze Mlecznej znajdziemy dwa miliardy planet, które mogą być przyjazne życiu. Jeśli weźmiemy pod uwagę również czerwone karły, to nasza Galaktyka może mieć nawet 8,8 miliarda planet, na których może istnieć życie.
Czerwone karły, najliczniejszy typ gwiazd, są znacznie mniejsze i chłodniejsze od Słońca. Ekosfera niektórych z nich znajduje się bliżej niż orbita Merkurego w naszym układzie. Niektórzy naukowcy mają wątpliwości, czy planety znajdujące się tak blisko tych gwiazd są w stanie utrzymać atmosfery. Szczególnie że niektóre z nich mogą być zwrócone zawsze jedną stroną w kierunku gwiazdy, co z kolei może pozbawić te planety ochronnego pola magnetycznego. Teleskopy, które powstaną w ciągu najbliższej dekady, powinny rozwiać te wątpliwości.
Kiedy wiemy już, na ilu planetach może pojawić się życie, powstaje pytanie, na jakiej ich części rzeczywiście ono powstaje (określa to kolejny czynnik w równaniu - fl).
Na razie mamy tylko jedną próbkę - Ziemię. Mamy całkiem niezłe pojęcie o ewolucji życia, ale jego powstanie jeszcze w latach 60. było zagadką. Jeśli życie nie przybyło na naszą planetę z kosmosu (co nie jest niemożliwe, jedynie bardzo mało prawdopodobne), to musiało powstać bardzo szybko. Najstarsze ślady życia, jakie odkryto (co nie wyklucza, że powstało ono wcześniej), datuje się na zaledwie sto milionów lat po Wielkim Bombardowaniu. Oznacza to, że gdy tylko Ziemia przestała być rozpaloną kulą lawy, pojawiło się życie. To sugeruje, że powstanie życia nie jest kwestią kosmicznego zbiegu okoliczności, ale raczej naturalną tendencją.
Przemawia za tym również wiele innych argumentów. W 2013 r. Rogier Braakman i Eric Smith z Instytutu Santa Fe opublikowali interdyscyplinarną pracę sięgającą do zdobyczy geologii, biochemii, ewolucji i ekologii, by stworzyć mapę prowadzącą od kamieni i minerałów aż po złożoną chemię organiczną. "Strukturalna i ewolucyjna architektura metabolizmu" pokazuje, jak przejście z bardzo stabilnej cząsteczki dwutlenku węgla do złożonej chemii organicznej następuje w wielu krokach. Młoda Ziemia stwarzała dobre warunki dla wszystkich tych reakcji chemicznych.
Więcej na:
Cały tekst:
http://wyborcza.pl/1,75400,16495217,Ile ... z3AuAYQl97www.astrokrak.pl