cześć,
Tomek zapodał ciekawe porównanie dwóch setek Takahashi, ja chciałbym w kilku słowach porównać TSA120 i TOA130.
Wydaje się, że sprzęt Takahashi jest coraz bardziej popularny u nas w kraju i warto o nim pisać, bo to świetne instrumenty optyczne.
TSA120 kupiłem jako sprzęt o już całkiem sporej średnicy, która pozwoli mi na ciekawe obserwacje planet i Księżyca, a z drugiej strony sprzęt nadal mobilny, który można jedną ręką zakładać na montaż (moja definicja mobilność ). Sprzęt świetnie się z tego zadania wywiązał. Mogłem go zakładać na mój mały montaż azymutalny, który nadal dawał radę. TSA120 waży tylko 2 kg więcej niż FS102 (5kg vs 7kg), którego używam już od paru lat. Optycznie to oczywiście mistrzostwo świata, idealne, punktowe obrazy gwiazd, perfekcyjna korekcja aberracji sferycznej i chromatycznej. Czysta przyjemność z użytkowania. Łatwy i szybki dostęp do obrazów kosmosu najwyższej jakości .
I teraz jak to się stało, że wymieniałem TSA120 na TOA130. Pierwotnie TSA120 miał być moim jedynym sprzętem do wszystkiego, w miarę mały i lekki ale już o przyzwoitej średnicy na planetki w polskich warunkach "seeingowych", FS102 miał poszukać nowego właściciela. Koniec końców postanowiłem jednak zachować FS-a, który jest świetnym sprzętem mobilnym, często go używam i bardzo lubię. Może dlatego, że ma już swoje lata i nie jest taki idealny . A może to kwestia fluorytu ? Ot taki sentyment.
Skoro jednak FS miał zostać w roli szybkiego lookacza to potrzebowałem czegoś większego w roli sprzętu stacjonarnego. I tak po wielu zakrętach decyzyjnych od jesieni stałem się posiadaczem TAK TOA130NS.
O matko, jakie monstrum, tylko 10mm więcej od TSA120 a waży prawie dwa razy więcej a wygląda jakby ty była 150-tka. TOA zrobiła na mnie duże wrażenie od samego początku. Forma wykonania tuby, cela z soczewką, wyczernienie, baffle, wszystkiego było więcej, lepiej niż potrzeba, to trochę jak obcowanie z przyrządem naukowym do profesjonalnych zastosowań. Uff, Odlot.
Na szczęście miałem już porządny statyw i montaż azymutalny (AYOMaster II) pod tą rurę więc 11kg (goła tuba) nie stanowiło problemu. Drugie, poza wagą wyzwanie to chłodzenie. Problem rozwiązałem trzymając sprzęt w skrzyni na zewnątrz w zacienionym miejscu pod dachem. W zasadzie jest gotowy do obserwacji od razu, do krytycznych powiększeń potrzeba poczekać jednak około 30 min, no chyba, że temperatura szybko spada, wówczas godzina nie zaszkodzi.
I teraz clue, czyli porównanie obrazów do TSA120. Jak dla mnie główna różnica leży w dziedzinie kontrastu. Jedno spojrzenie na Księżyc i już wiedziałem, że pod tym względem TOA130 jest dużo lepszy. Detal jest oczywiście lepszy ze względu na średnicę, korekcja aberracji sferycznej i chromatycznej na tym samym poziomie, czyli idealne. Ale kontrast to jest to co zrobiło istotną różnicę, wrażenie jest takie, jakby usunąć zakurzoną szybę sprzed soczewki. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Być może to kwestia innego szkła, może lepszego wyczernienia, może wręcz innej konstrukcji obiektywu - zmodyfikowany triplet Cooka z szeroką szczeliną powietrzną. W konsekwencji obraz jest bardzo realistyczny, Księżyc w bino jest na wyciągnięcie ręki, tuż jakby przed tobą. Piszę o Księżycu bo na planetki jeszcze nie miale okazji popatrzeć, czekam na sezon letnio - jesienny z opozycją Marsa na czele. DS-y - to niestety też musi poczekać na jakiś zlot pod ciemnym niebem. Nie jest to recenzja, bo za mało doświadczeń, ale pierwsze kilka miesięcy pokazuje, że sprzęt ma duży potencjał.
pozdrawiam,
Łukasz