Arkaroola
Tą miejscowość w Australii Południowej (SA – South Australia) doradzono mi jako szczególny punkt wypraw Australijczyków spragnionych kryształowo czystych, pogodnych nocy, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że w ciągu dowolnie wybranych kilku dni większość nocy będzie pogodna. Arkaroola znajduje się w północnym paśmie Gór Flindersa, nie specjalnie wysokich ale bardzo ładnych i na tyle skalistych by wyróżniać się na tle w większości łagodnych australijskich gór. Droga do Arkarooli prowadzi na północ od Adelajdy przez 600km. Najpierw jest to około 400km dobrej asfaltowej drogi, potem trzeba zjechać z asfaltu na ubity trakt który miejscami mocno daje się we znaki samochodom.
Typowa droga w okolicach Arkarooli (na początku dość równa, potem bywa różnie).
Sama Arkaroola znajduje się w dolinie otoczonej niewysokimi ale skalistym górami, trochę jak miniatura naszego Zakopanego. Jest to rodzaj dużego motelu i kurortu zajmującego się modną ostatnio tzw. „ekoturystyką”. Składa się z centralnego budynku – recepcji i restauracji oraz dużej liczby rozrzuconych wokoło budynków motelowych.
Widok na Arkaroola z jednej z okolicznych gór.
Jednak atmosfera jaka panuje w Arkaroola przypomina jako żywo nasze polskie schroniska z tą różnicą, że zamiast turystów objuczonych plecakami zjawiają się tu głównie wielkie jak „czołgi” australijskie auta 4x4 urlopowiczów szukających nowych wrażeń. Czasem jest to nawet mały samolot. Spędziłem tu raz cały wieczór przy grillu z miłą 6-osobową rodziną państwa Grant z Sydney podróżującą małym samolotem po całej Australii. Takie podróżowanie ułatwia dogodny klimat i duża liczba małych lotnisk w całej Australii. Arkaroola to przede wszystkim miejsce wypoczynkowe o specyficznej faunie i florze oraz unikalnej geologii opisanej szczegółowo na stronie Internetowej ( http://www.arkaroola.com.au/ ). Arkaroola swoim niepowtarzalnym klimatem oraz wysoką marką „ekoturystycznego” ośrodka zyskała nawet rządowe wsparcie i ostatnim dekretem Parlamentu wstrzymano planowane wydobywanie złóż uranu w jej bezpośrednim sąsiedztwie.
Do najbliższej (małej) miejscowości jest z Arkarooli co najmniej 120km. Między innymi stąd tak piękne, ciemne niebo. Ma to jednak też wady bo nawet prąd trzeba tu wytwarzać samemu z generatorów spalinowych, telefonia komórkowa nie funkcjonuje, a jedyny kontakt ze światem to dwie budki telefoniczne „Telstra” i mały, przestarzały „kiosk internetowy”.
Pokazy nieba, astro-turystyka i co można znaleźć w nieużywanym teleskopie
Arkaroola oprócz ekoturystyki ma coś do zaoferowania mniej lub bardziej zaawansowanym astro turystom. Są to pokazy nieba z jednego z dwu tutejszych, niewielkich obserwatoriów realizowane zp., sterowanego komputerowo 14-calowego SCT pod kopułą.
Kopuła zawierająca 14” SCT z systemem „GOTO” (po prawej rozsuwany budynek zawierający fotele z lornetkami i kilka prostszych teleskopów).
Jest możliwość wynajęcia tych specjalnych, sterowanych joystickiem foteli z przymocowanymi do nich lornetkami (!).
Widok "astro-foteli" (zdjecie ze strony Internetowej Arkaroola.com.au)
Aktualnie były jednak nieczynne. Możliwe jest także wynajęcie teleskopów z systemem „GO TO” przez grupy obserwatorów na dłuższy czas. Jako długoletni astromaniak poprosiłem tutejszego zarządcę, przemiłego Doug’a Sprigg’a, o wypożyczenie 12” teleskopu „dobsona” do dłuższych nocnych sesji, na co chętnie przystał. Gdy jednak otwarliśmy wejście do budynku z teleskopami i fotelami obserwacyjnymi oraz odsunęliśmy dach, w tubusie przykrytego folią, nieużywanego od roku 12-calowego dobsona znaleźliśmy mysie legowisko i gniazdo os w podstawie (rocker-box).
Gniazdo os w „rockerbox”
Cały dzień trwało demontowanie, czyszczenie oraz ponowny montaż i kolimacja które robiłem z poznanym tu geologiem z Tasmanii, Alanem Chester’em chętnym do nocnych obserwacji. W końcu odczyszczony i wyregulowany teleskop wrócił pod rozsuwany budynek.
12-calowy teleskop dobsona f/5 w rozsuwanym budynku.
Do obserwatorium z Arkarooli dojeżdżać trzeba na wysoką górę autem 4x4 albo wspinać się pół godziny na piechotę w kompletnych ciemnościach wśród przemykających kangurów i wallaby.
Wallaby widoczny po drodze z auta
Wallaby widoczny po drodze z auta
Na początku towarzyszył mi Alan Chester który przy tej okazji uczył się jak zostać astromaniakiem. Po kilku dniach jednak wyjechał i dalsze obserwacje prowadziłem sam. Dodam, że nawet zaawansowany astromaniak mógł czuć się trochę nieswojo pozostając sam nocą w małym obserwatorium w buszu, w odległości 3km od najbliżej osady.
Obserwacje
Jednak te wszystkie trudności i wysiłki warte były wydatkowanej w nie energii. Niebo nad Arkaroolą na pewno uznać można za autentycznie wyjątkowe. 300 pogodnych nocy w roku, 30 stopień szerokości geograficznej, południowej i australijska, lipcowa zima z 11-godzinnymi nocami od 19 do 6 rano - to wystarczające argumenty.
Zacznijmy od „Światła Zodiakalnego”. To pasmo światła widoczne przed wschodem i po zachodzie Słońca jest, jak wiemy, delikatnym przedłużeniem struktury korony słonecznej. Obserwowane bywa na ogół z równika, przy Słońcu wschodzącym (lub zachodzącym) prostopadle do horyzontu i braku „light pollution”. Tutaj „Światło Zodiakalne” widać było w całej okazałości.
Światło Zodiakalne widoczne z Arkaroola zaraz po zapadnięciu zmroku.
Zagadką pozostaje dla mnie fakt jak na przestrzenii 16 godzin jazdy samochodem można jednocześnie oglądać zorze polarne (przylądek Mornington pod Melbourne) i Światło Zodiakalne? Taka różnorodność to właśnie jedna z cech Australii. Muszę dodać w tym miejscu, że Doug Sprigg mówił mi, że nawet z Arkaroola udało mu się kilka razy dostrzec zorzę polarną.
Przejdźmy jednak do nieboskłonu. Wieczorem, patrząc z obserwatorium, w stronę Arkaoola widać było piękną Drogę Mleczną z towarzyszącymi jej, po lewej, obłokami Magellana.
Nocny widok na Arkaroola (kierunek południowy)
Tym razem w pierwszej części nocy po południowej stronie nieba dominował Mały obłok Magellana z przepięknym 47 Tukane (Caldwel 106, NGC 104).
Obłoki Magellana w zbliżeniu
Oglądając powyższe zdjęcia można do podanych tu kiedyś sposobów znajdowania kierunku południowego (przy braku tak wyrazistej gwiazdy jak Polarna) dodać jeszcze jeden sposób, w którym oba obłoki Magellana stanowią jeden z boków trójkąta równobocznego, a pozostałe dwa boki tego trójkąta przecinają się w punkcie wyznaczającym południowy biegun na nieboskłonie.
Potem rzut oka na znajdujące się blisko siebie, moje dwa ulubione obiekty nieba południowego: Jak zawsze porywająca swoją wielkością Omega Centauri (Caldwell 80, NGC 5139)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Omega_Centauri
i zaraz obok niej Centaurus A (Caldwell 77, NGC 5128)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Centaurus_A
jedyna znana mi galaktyka wyglądająca w małym teleskopie prawie tak samo jak na fotografiach). Warto dodać, że o ile Omegę Centauri widać tu jak słabą mgiełkę o tyle na zdjęciach wygląda jak jasna gwiazda. Wynika to z faktu, że stosunkowo jasny obiekt mgławicowy rozświetla więcej pikseli na matrycy światłoczułej niż punktowy obraz nawet jasnej gwiazdy. W teleskopie, przy 115x ładnie wygląda także Alfa Centauri jako gwiazda podwójna. Ta jasna gwiazda jest najbliższą od nas gwiazdą jeśli pominąć znane nam Słońce i niewiele bliższą, ale bardzo słabo widoczną Proximę.
Fragment gwiazdozbioru Centaura z wyróżnionym fragmentem. Nadspodziewanie jasno w porównaniu do sąsiednich gwiazd widać (na zdjęciu) wielką gromadę kulistą Omega Centauri.
Poza tym warto było pooglądać znaną nam z zimowych nocy, wspaniałą, tutaj wczesnym, lipcowym wieczorem, wysoko położoną galaktykę Sombreo (M 104, NGC 4594),
http://pl.wikipedia.org/wiki/Galaktyka_Sombrero
A jeszcze wyżej na niebie, w konstelacji Hydra, M83 (NGC 5236) – nieznana mi jak dotąd z Polski, piękna galaktyka, którą tu, przez 12” teleskop, przy powiększeniu 115x, widać było z wyraźnymi spiralnymi ramionami – prawie podobnie jak Whirlpool’a u nas w zenicie. Nic dziwnego, że M83 w Polsce nie wywołuje większego wrażenia, skoro wznosi się u nas nad południowym horyzontem nie wyżej niż 10 stopni. Już jednak z szerokości geograficznej Egiptu oraz Wysp Kanaryjskich (po dodaniu 15-20 stopni wysokości) powinien być to DSO położony dogodnie do obserwacji). Więcej na temat M83 można znaleźć w następującym linku:
[url]http://pl.wikipedia.org/wiki/Galaktyka_Po%C5%82udniowy_Wiatraczek]/url]
Jednak szczególnym zainteresowaniem obdarzyłem możliwość pooglądania dwu znanych nam z letniego nieba, konstelacji Strzelca i Skorpiona tu w lipcu znajdujące się w zenicie około godziny 21-23. Odstawiłem teleskop, odwróciłem głowę do góry i starałem się odnotować które z pośród znanych mi obiektów Messiera widziałem tu gołym okiem. Odpowiedź była szokująca – prawie wszystkie! Następnie wyciągnąłem lornetkę 18x50 i starałem się uchwycić jak najwięcej szczegółów. Dodać tu trzeba, że znaczna część Strzelca i Skorpiona w Polsce w ogóle nie wychyla się ponad horyzont, a te obiekty które już widać położone są jednak dość nisko i trudno je dobrze obejrzeć. Trudno w tym miejscu omawiać wszystkich obiektów DSO widocznych w tych dwu gwiazdozbiorach. Dlatego zostawiam poniżej dwa zdjęcia jedynie z naszkicowaną, uproszczoną strukturą Strzelca (czajniczek - „Teapot”) i Skorpiona.
Gwiazdozbiór Strzelca w zenicie (najniżej wersja najmocniej naświetlona)
Gwiazdozbiór Skorpiona w Zenicie (najniżej wersja najmocniej naświetlona)
Jeden z działaczy Stowarzyszenia Amatorów Astronomii Południowej Australii (South Australia), Joe Grida, zwrócił mi uwagę na fakt, że na zdjęciach gwiazdozbioru Strzelca widać, jak z czajniczka wydobywa się „para” (w tym obszarze drogi mlecznej.). Osobom zainteresowanym zabawą w rozpoznawanie wszystkich obiektów Messiera z tych dwu gwiazdozbiorów mogę wysłać na (podany przez PW) adres e-mail oba te zdjęcia w pełnej rozdzielczości. „Skanując” lornetką obszar tych gwiazdozbiorów uwagę moją zwróciła (jak zauważyłem to podczas poprzednich astro-podróży) charakterystyczna, obserwowana tu w lornetce, „mleczność” struktury Drogi Mlecznej (białe tło nierozdzielanych na pojedyncze gwiazd).
Około godziny 23 rzut oka na całą Drogę Mleczną pokazuje, że widać tu wyraźny obraz galaktyki obserwowanej od cieńszej strony („on the edge”). Trzy szerokie zdjęcia obejmujące 180 stopni które tu zestawiłem razem (z braku dobrego programu typu „panorama”) oddają wyraźnie to wrażenie. Właśnie w okolicach Strzelca i Skorpiona widać wybrzuszenie jądra naszej galaktyki.
Widok Drogi Mlecznej jako galaktyki widzianej z brzegu („on the edge”).
O godzinie 2.30 w nocy Droga Mleczna była już stosunkowo nisko. Tutejsza przejrzystość powietrza powoduje jednak, że Droga Mleczna, nawet nisko nad horyzontem, ciągle przytłacza swoim ogromem, jak wielka chmura burzowa. Widać to na poniższym zdjęciu.
Obszar Drogi Mlecznej w okolicy konstelacji Skorpiona, nisko nad horyzontem
Gdy Droga Mleczna chyliła się powoli ku zachodowi pozostawało rozważyć które jeszcze obiekty warto oglądać w drugiej części nocy. Mój wybór padł na wielka galaktykę, NGC 253 (Caldwell 65) w gwiazdozbiorze Rzeźbiarza (Sculptor), która w Polsce góruje nie wyżej niż 15 stopni. Tutaj, w lipcu, około godziny 4.30 (długo przed świtem) zbliżała się do zenitu. James O’Meare w swojej książce „Caldwell Objects”opis swój zaczyna od słów: „Oszałamiająca, widowiskowa, niewiarygodna”. Zasługuje na uwagę także faktem, że odkryta została przez Caroline Hershell, siostrę Williama Hershella, na ogół raczej pomagającej Williamowi w jego wielkich, teleskopowych odkryciach. Widok tej galaktyki przez 12” dobsona przy powiększeniu 115x robił ogromne wrażenie. Wielka na około 26’x6’ wypełniła połowę pola widzenia okularu Ethos 13mm. Kształt jej nasuwa skojarzenie z M31 w miniaturze. Jednak pozostałe wrażenie jest inne.M31 nie mieści się cała w polu widzenia zwykłych teleskopów i pozostaje zatem dogodnym obiektem dla średnich lornetek (pole widzenia większe od 3.5 stopnia).Natomiast Wielka Galaktyka w gwiazdozbiorze Rzeźbiarza jest jakby stworzona dla teleskopów dobsona o dużej aperturze. Na pewno wrócę do niej także w Polsce. Przy odrobinie szczęścia może zdarzy się szczególnie pogodna noc podczas jej górowania u nas. Stosunkowo łatwo ją odnaleźć w połowie drogi między jasną gwiazdą Deneb Kaitos (gwiazdozbiór WIeloryba) i alfą Rzeźbiarza. Znajduje się przy tym bardzo blisko ładnej gromady kulistej NGC 288 (oba te obiekty znajdą się jednocześnie w polu widzenia małej lornetki). Ciekawi mnie jakie są wrażenia innych astromaniaków z jej ewentualnych obserwacji w Polsce. Więcej na jej temat można znaleźć w następującym linku:
http://pl.wikipedia.org/wiki/NGC_253
Na koniec rzut oka w kierunku północnym gdzie ponad pasmem gór Flindersa, nisko nad horyzontem wznosi się Corona Borealis. Nic dziwnego, że Aborygenom kojarzy się z bumerangiem. A mnie widok na północ przypomniał mi, że czas wracać do Kraju.
Widok z Arkaroola w kierunku północnym na delikatnie oświetlone światłem Księżyca Góry Flindersa.
W ośrodku Arkaroola osobą najważniejszą która zajmuje się turystami nie tylko astronomicznymi jest Douglas Sprigg który udostępnił mi duży teleskop, czasem i pojazd abym dojechał na miejsce obserwacji oraz użyczył mi swój cenny czas którego jako dyrektor zarządzający Arkarool’ą ma niewiele. Ma bardzo obszerną wiedzę, nie tylko z astronomii ale przede wszystkim z geologii, biologii (tutejszej flory i fauny). Dzięki jego staraniom Arkaroola unknęła na razie zakrojonej na szeroką skalę eksploatacji uranu, co świętowano tu hucznie 22 lipca w dniu decyzji parlamentu.
Douglas Sprigg (drugi od lewej na pierwszym planie).
Na koniec należy dodać, że z moich rozmów wynika, że Australijczycy mają świadomość szczególnie dogodnych warunków do uprawiania amatorskiej astronomii. Niektórzy bywają często w Europie. Trudno dziwić się im, że narzekają przy tym na niełatwe możliwości trafienia na dobrą pogodę i odpowiednio ciemne miejsce. Ja zachęcałem ich aby, gdy będą odwiedzać półkulę północną w miesiącach wrzesień-październik, zabierali ze sobą małą lornetkę i próbowali odnaleźć w zenicie M31 która tutaj ledwo wychyla się ponad horyzont. To jeden z niewielu obiektów naszego nieba którego mogą nam pozazdrościć.
Wszystkie zdjęcia w niniejszej relacji wykonane zostały ze statywu, bez prowadzenia, EOS’em 50D i 5D Mk II z obiektywami EFS 10-22mm oraz EFL 35mm.