Most Portowy czyli Harbour Bridge - bohater nocy sylwestrowej - został ukończony w 1932 r. Był to sukces zarówno inżynieryjny, jak i ekonomiczny ze względu na kryzys. Wcześniej połączenie między południową portową dzielnicą a północnymi mieszkalnymi rejonami zapewniały jedynie promy i 20 km droga wiodąca przez 5 mostów. Jest to jednoprzęsłowy, łukowy most zwany "wieszakiem", który budowano przez 8 lat. Kosztował wówczas 6,25 mln funtów australijskich, a zaciągnięte pożyczki spłacono dopiero w 1988 r.
Łuk liczy sobie 503 metry i dźwiga całe przęsło umieszczone 59 metrów nad poziomem wody. Sam łuk wznosi się na wysokość 134 metrów nad lustrem. Przęsło budowano od środka spuszczając je odcinkami ze szczytu łuku. Fundamenty 4 pylonów zagłębiają się na 12 m, a tunele kotwiczące łuku wpuszczone są w litą skałę. Przy moście pracowało 1400 robotników, 16 zginęło, a w czasie otwarcia jakiś rojalista wysunął się przed szereg i przeciął wstęgę w imieniu "króla i imperium".
Malowanie mostu stało się synonimem pracy bez końca. Pochłania 30000 l farby (60 boisk piłkarskich) i zajmuje rok. Właśnie ta dawna droga malarzy jest udostępniona dla zwiedzających.
Most liczy 1150 m długości i 49 m szerokości, co sprawia, że jest to najszerszy most łukowy na świecie. Prowadzi przez niego 8 pasm ruchu, podwójne tory kolejowe, przejście dla pieszych i pas dla rowerów.
Na równi z Operą symbol miasta.
Czekamy w sklepie aż wszyscy się zgromadzą. Patrzę, jak u góry maszerują w kierunku przęsła kolejne grupy i czuję adrenalinę. Mam wejść na te 134 metry. Nie mam pojęcia, jak to wejście wygląda kondycyjnie ani jak spiszą się moje nogi. Jednak okaże się, że samo wejście nie jest trudne. Wymaga wprawdzie szybkiego tempa, ale nie trzeba być jakoś super przygotowanym. Myślę, że największą trudnością jest pokonanie lęku wysokości przy wchodzeniu i schodzeniu po pionowych schodach.
Wejście trwa 3 godziny, ale wchodzi w to również całe wcześniejsze przygotowanie (ok. 45 minut). Ten czas wchodzenia biegnie szybko, nie ma czasu na zatrzymywanie się na żądanie, rozglądanie i dyskusje. Jedyne momenty postoju dyktuje nasza australijska kierowniczka.
Zostajemy podzieleni na 2 grupy.
Najpierw przed wejściem do instruktażowni obowiązkowo oglądamy filmik z tego, co za chwilę doświadczymy osobiście. Od tego momentu wszystko dzieje się szybko. Chyba to tempo sprawia, że nie mam czasu myśleć "podołam czy nie". Wejść już trzeba i koniec. Najpierw wchodzimy do pomieszczenia, gdzie wypełniamy deklarację, że nie jesteśmy chorzy. Na górze jest 19 stopni, więc możemy ściągnąć spodnie i mieć krótki rękawek. Spodnie jednak zostawiam, ale tak naprawdę nie ma za dużo czasu na myślenie. Mundurek wspinaczkowy wszyscy ubierają dosyć szybko. Tylko Halinka myli przód z tyłem, dostaje inne buty, bo nie ma zapinanych i zapomina zdjąć bransoletki
Nikt jednak się nie prześlizgnie. nasze rzeczy lądują w skrytkach - kluczyk na smyczy na szyi pod mundurkiem. Buty pełne, żadne apaszki, kolczyki, zegarki i ozdoby. Wszystko musi być zdjęte. Okulary nawleczone na specjalny sznureczek, gdyby miały spaść. Żadne aparaty i kamery.
Wyglądamy jak teletubisie.
Tu kończą się zdjęcia, bo aparat muszę zamknąć. Całe to pomieszczenie jest olbrzymie. Przechodzimy pod opieką Amy przez kilka stanowisk i zostajemy kompletnie wyposażeni. Najpierw dostajemy chusteczki, które Amy pokazuje jak wiązać na nadgarstku. Potem dostajemy metalowe żelastwo wokół bioder, które trzeba będzie zahaczyć o poręcz i które będzie nas prowadziło przez cały most. Każdy ma swoje. W ten sposób nie można spaść z mostu, można jedynie się przewrócić i wybić sobie zęby
Zapewne potknięcie i nabicie sobie guza do przyjemnych nie należy (droga jest wąska, czasem trzeba się schylić, czasem przełożyć nogi i sama stal dookoła), to jednak z mostu spaść nie można.
Potem dostajemy latarkę czołową, która również spaść nie może, i zostajemy wyposażeni w odbiornik. Każdemu osobiście Amy zakłada aparaturę, a my musimy ubrać słuchawki, które razem z latarką robią z włosami, co chcą
W zasadzie słuchawek nie trzeba nosić, Amy coś tam opowiada o moście i mówi, kiedy będą robione fotki. W którymś momencie zdejmę je, bo dochodzi do kolizji z latarką, a latarka zdecydowanie jest potrzebna.
Jeszcze dodatkowe obciążenie na biodra, w tym płaszcz p/deszczowy jako pakunek. I już możemy robić próbę generalną.
Podchodzimy do schodów na środku sali, Amy wchodzi i pokazuje, jak należy je pokonywać do góry i w dół. Schodzimy tyłem. I tak każdy musi zrobić. Schody muszą być czyste, tj. gdy ja wchodzę, następna osoba za mną musi poczekać aż zniknę jej z oczu. Tak samo ze schodzeniem. Jedna osoba na schodach.