Witam, jako uczestnik tej wyprawy chciałem podzielić się z Wami moimi osobistymi odczuciami związanymi z tym wyjazdem. Mam 50 lat (właśnie w Chile obchodziłem 50-te urodziny
) i przeżyłem już wiele wyjazdów zagranicznych (również na inne kontynenty). Większość organizowałem sam, ale uczestniczyłem też w tzw. wyjazdach zorganizowanych. Tę wyprawę mogę podsumować dwoma zdaniami. Może to Was zaskoczy, ale oba są prawdziwe. Ten wyjazd był:
- najbardziej chaotycznym organizacyjnie wyjazdem, w jakim brałem udział w życiu.
- najfajniejszym wyjazdem, w jakim brałem udział w życiu.
To wszystko co opisał Daniel jest prawdą. Rzeczywiście tak było. Określiłbym to zwrotem "totalna partyzantka". Pewnie powinienem się nieźle wkurzyć na organizatora tej wyprawy. Powinienem, ale cholera wierzcie mi, nie potrafię ! Pozytywnych przeżyć było tyle, że te negatywne przy nich giną, a nawet (o zgrozo !) wydają mi się wręcz zabawne. Najwięcej emocji wzbudziła oczywiście sprawa braku większości noclegów. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby rezerwacje noclegów wypaliły, to pewnie inne, drobne niedociągnięcia nie wywołałyby tematu. Niestety, wyszło jak wyszło. Nie wnikając w szczegóły. Czy wina była po stronie organizatora, booking.com czy też właścicieli hoteli, to muszę powiedzieć, że nawet w tych trudnych chwilach nigdy nie miałem jakiegoś poczucia zagrożenia. Wiedziałem, że uda się znaleźć sensowne rozwiązanie problemu. I tak było. Zawsze spadaliśmy na cztery łapy. W naszym przypadku (Witek, Igor z Olkiem i ja) spadaliśmy wręcz na "aksamitną, puchową poduszkę" (bo tak mogę określić noclegi, które trafiliśmy w La Serena oraz szczególnie w San Pedro de Atacama).
Najważniejsze wydarzenie - pełne zaćmienie Słońca było dla mnie przeżyciem nieprawdopodobnym, a na dodatek w otoczeniu pięknego górskiego krajobrazu. Nie będę też wymieniał fantastycznych miejsc, które odwiedziliśmy, jest wiele relacji uczestników wypraw. Muszę jednak wspomnieć, że poznałem niesamowitych ludzi. Mojego przedmówcę - Daniela - nietuzinkowego człowieka, którego można słuchać godzinami i nigdy się nie znudzi. Radka - chyba najbardziej entuzjastycznego gościa, jakiego poznałem w życiu i jego przemiłą małżonkę Justynę - obdarowali całą naszą grupę okularami do obserwacji zaćmienia. Damiana - najbardziej spokojnego i opanowanego faceta z całej tej grupki. Z kolei z Witkiem (łamaczem krzeseł i mistrzem grila), Igorem (poliglotą) i jego dzielnym synkiem Olkiem, zjechałem wiele kilometrów pustyni Atacama, a w nocy prowadziliśmy obserwacje lub "nocne Polaków rozmowy" przy kubku chilijskiego wina (piliśmy oczywiście bez małoletniego Olka
).
Jedną noc spędziłem w miłym towarzystwie Gosi, Mariusza i Przemka - nieustraszonych zdobywców gór. To właśnie oni wdrapali się najwyżej z całej naszej wyprawy - 5600 m n.p.m.
Oczywiście to moja, bardzo subiektywna ocena wyprawy. Poszczególne grupki działały oddzielnie, więc ocena innych uczestników może być zupełnie odmienna. Wiem, że spotykały ich trudne sytuacje (np. awaria samochodu). Rozumiem rozczarowanie wielu z nich. Zdaję sobie też sprawę, że miało być inaczej, a organizacja była bardzo daleka od ideału. Moje odczucia są jednak takie, a nie inne (i nic na to nie poradzę) i chciałem się z Wami tym podzielić. Czy żałuję tego wyjazdu i pieniędzy, jakie zapłaciłem ? W życiu ! Ani jednej złotówki - nawet tych "nieszczęsnych" 500 zł.