kurp napisał(a):Ja opowiem. Kometa Hale’a-Boppa pozamiatała wszystko co do tej pory widziałem. Była doskonale widoczna gołym okiem i to w mieście. Jasno świecące jądro i wspaniały, gorejący ogon. Myślę, że poza miastem gdzie było ciemno można było zobaczyć także jej ogon gazowy. Obserwowałem ją bezsprzętowo oraz przy pomocy lornetki PZO LP 11x40. W lornetce bardzo dobrze widoczny ogon gazowy. Wspomnę też o bardzo dobrze widocznej Komecie Halleya i komecie Hyakutake. To była dekada wielkich komet XX wieku. Widoki i wrażenia , niezapomniane.
Zgadzam się z kolegą nie w 100 ale w 300 procentach!
To i ja się dołączę ze wspomnieniami, bo nagłe odejście pana Janusza, którego na swoje nieszczęście, niestety nie zdążyłem poznać osobiście, nastraja mnie jakoś bardzo refleksyjnie... Teraz do mnie właśnie dotarło, że minęły już ponad dwie dekady od tego fantastycznego zjawiska, które mi zapierało dech w piersiach podczas letnich wakacji na wsi u teściów. Pod czarnym świętokrzyskim niebem widoki były niezapomniane a we wsi nie było żadnych ulicznych świateł... Jeździliśmy specjalnie nawet w zimie 1996/1997, żeby sobie ją jeszcze na ciemnym niebie pooglądać.
Wyrywaliśmy sobie z żoną i teściami lornetki, 7x50 bodajże Zenith i jakąś radziecką 8x30 (już nawet nie pamiętam co to było). Kometa Hale’a-Boppa tak nas zakręciła, że wystawialiśmy leżaki przed dom i wgapialiśmy się godzinami , ot dla samego patrzenia na jej ciągnący się jasny warkocz. Człowiek miał wtedy ledwo ponad trzy dychy na karku, więc mógł siedzieć całymi nocami . Niezapomniane wrażenia. Wtedy też chyba po raz pierwszy powiedziałem sobie, że muszę mieć kiedyś jakiś poważniejszy sprzęt astro do obserwacji. I czekałem ponad dwie dekady na realizację tych marzeń...Bo najpierw nie było kasy, a jak pojawiła się kasa, to nie było czasu, bo praca, dom, dziecko...