Ze wczoraj na dziś niebo było tak przejżyste, że bez chwili zastanowienia wystawiłem ukochana synte 12" na dwór. po 22giej już śmiało obserwowałem Saturna, księżyc etc.
Teleskop wystawiłem na środek pola (trawnika) - wśród łąk i pół uprawnych. Delikatna mgiełka nisko przy Ziemi, dzika zwierzyna i te odgłosy- zapowiadało się idealnie. Aleee..... co dobre szybko się kończy...
Około 23iej księżyc zakrył kwiazdkę (7.5mag)- wyglądało to całkiem atrakcyjnie. Czekałem jednak aż srebrny glob zajdzie i nastanie ciemność. D jego zachodu została godzina.
Wypiłem kawę, zjadłem już trzecią kolację sprawdziłem facebooka i tak godzinka szybko zleciała. Domownicy poszli spać- nikt mi nie świecił było idealnie.
Pobrałem bloki rysunkowe, ołówki, latarkę wszystko co potrzebne i...
Na dworze ciemniutko, pełno gwiazd, Droga mleczna wspaniale widoczna. Chyba pierwszy raz w tym roku było tak wspaniałe niebo, teleskop na środku pola- doskonale zabezpieczony przed wilgocią (miałem odrośnik) pora bylo do niego pójść, w końcu z powodu białych nocy miałem nieco ponad godzinę w miarę ciemnego nieba- juz o 1:50 się lekko rozjaśnia
IDĘ NA POLE WOKÓŁ ANI JEDNEJ ŻYWEJ DUSZY A NAGLE... Szmery- coś za szopą (przy moim oczku wodnym łaziło). Świecę latarką-nie ma nic. Jedynie stare okna były poprzewracane. Niedawno przybłąkał się do nas pies-patrzę leży za mną. Chwilę się uspokoiłem gdy zobaczyłem, że w kojcu nie ma naszego psa-myślałem, że to on ale byłem w błędzie. Chciałem pójść za szopę ale szybko zwiałem do domu kiedy to coś zaczęło przewalać deski i tuptać jak ludzkie kroki.
Pomyślałem-to nie nasz pies. To człowiek, to musi być człowiek. Ale kto po co? Po chwili podskoki i to coś uderzało o szopę. Mocno uderzało. Znów zwiałem do domu. Ale zaraz- teleskop co ja mam zrobić. Ktoś może go ukraść (jak kiedyś rower). W pewnym momencie huk i cisza. Mija minuta może dwie- i słyszę ciche warczenie dochodzące z kojca. Boże, przecież psa nie było w kojcu. Zaświeciłem latarką a zza jego budy świecą się oczy i białe zęby -PIES BYŁ PRZYWIĄZANY W DZIEŃ I ZA BUDĄ MIAŁ CIEŃ.
To w takim razie co uderza o deski, o szopę, co tam tupta? Psy siedzą przy budzie, koty pozamykane w piwnicy.
ODWAŻAM SIĘ PÓJŚĆ NA SWOJE OCZKO WODNE. Rzucam kamień nieco bliżej by przestraszyć to coś. I ciary przeszły mi po plecach- niska pochylona sylwetka wybiega w moją stronę. Sparaliżowany strachem uciekam do domu. Wychodzę po paru minutach- świecę latarką, na podwórku nie ma nic. Przycupnąłem- siedzę w ciszy a w plecy poczułem lekkie uderzenie- oblał mnie zimny pot- to tylko nietoperz. Lukam w kierunku teleskopu- na tle nie do końca ciemnego nieba widzę rurę- teleskop i tę ciekawą sylwetkę. Zza mnie dochodzą ciche kroki- to kuna obok przebiegała. Sylwetka stojąca tuż przy teleskopie zmierza w moją stronę. Raz się żyje- najwyżej zaatakuje. Rzucam kamieniem. To coś uciekło w stronę oczka wodnego i zrobiła się zupełna cisza. Odważyłem się pójść po teleskop- przeniosłem go bliżej domu. Wreszcie w ciszy mogę obserwować- Boże nic nie widać- lustra zaparowały- mimo odrośnika? Dziwne.
Przetarłem lustra- spojrzałem szybko na M20 trójlistna koniczyna) gromady kuliste, dziką kaczę. Parę minut- może z 20 i już niebo się rozjaśniło.
Na podsumowanie- miały posypać się szkice a posypał albo raczej polał się pot ze strachu. Za dużo nie zobaczyłem, nie naszkicowałem nic. Teraz chodzę zmęczony ale śmieję się z tego- bo warto było przeżyć taką przygodę. Tyle, że nie mogę odżałować, że niebo było tak przejżyste jak nigdy w tym roku. Dziś księżyc zajdzie około pierwszej w nocy, może oda mi się coś naszkicować ale na pewno nie wystawię teleskopu na środku pola. Do teraz nie wiem co to było. Może jelonki- podchodzą nieraz pod sam ogród. Nie wiem.