„Zapomniałem już, jak się chodzi we dwoje, ale z Tobą idzie mi się świetnie”
Moimi muzami, moim sensem obserwacji są galaktyki – zwiewne, delikatne, wrażliwe a zarazem potężne obiekty świecące miliony a nawet miliardy lat świetnych od Nas. Święcą mocą miliardów gwiazd choć na nieboskłonie są taka nie pozornymi szarymi mgiełkami... Odeszły od mnie dawno dawno temu. Ile to już będzie ? Trzy lata. Bardzo długie trzy lata. Odeszły a ja czekałem. Miałem wiele chwil zwątpienia w moją pasje jednak czułem, że coś mocno mnie trzyma i nie chce puścić. Pogoda w tych ciężkich czasach była bardzo okrutna. Zawsze mgła lub przejrzystość drwiła ze mnie i z moich ukochanych, które były za wątłe i za słabe by przebić się przez ich brutalną mętność. W tym bezdusznym okresie były i dobre aspekty. Znalazłem w okolicy osoby interesujące się tym co ja, jeździłem na obserwacje, raz też sam pojechałem spotkać się z Marcinem. To wszystko było fajne ale nijakie i mdłe. W desperacji sprzedałem, och ! jak bardzo to nieodpowiednie słowo jest – wydałem ! moją ukochaną syntę ! A zaraz potem złe moce podkusiły mnie bym zakupił refraktor. Teleskop ten pokazał mi pięknego Veila i na tyle było go jedynie stać. To nie było to, moja kochanka choć zamieszkała blisko mnie u astroamatora to jednak była w obcych rękach. Ale no cóż ? Czasu nie cofnę. Los jednak chciał, że udało mi się pozbyć małego drania i nabyć samą tubę SW 200/1000. Czas mijał a ja nadal miałem nadzieje, że znów spotkam się z moimi ulubienicami i będę razem z nimi przemierzać otchłanie kosmosu.
W końcu po miesiącu od kiedy wróciłem do Newtona Bóg dał mi noc, którą długo nie zapomnę. Środa 15 kwietnia były dniem jak co dzień , prognozy od początku tygodnia były pesymistyczne. Dużo chmur a z nich nawet deszcz świetnie uśpiły moją czujność. Prawie każdego dnia zaglądam na portal meteo.pl i na stronę sat24.com gdzie z nadzieją wypatruje czystego nieba. Tego wieczora o dziwo wykres pokazywał lukę w chmurach na całą noc a w dodatku inne prognozowały przyjemnie ciepłą i bezwietrzną atmosferę. Nie brałem tego pod uwagę całkiem poważnie ale oczyma wyobraźni przypominały się mi widoki z obserwacji z przed wielu lat. Dość długo prowadziłem wojnę z lenistwem o wyniesienie tuby na zewnątrz. Wygrałem ją, teleskop w ganku skolimowałem, wystawiłem by się chłodził. Potem było już tylko łatwiej. Ubrałem się stosunkowo lekko - dwa swetry, bluza, jesienna kurtka a do tego zimowe buty dla pewności. Jakieś 2 miesiące temu uporałem się z akcesoriami, które mam spakowane w neseserze po sztućcach. Zabrałem więc ze sobą walizeczkę (jaka ona ciężka ) i wyszedłem na randkę, która miała odbyć się w spaniałym lokalu jakim jest „Gwieździste Niebo”. Obudziłem psa by mnie pilnował, założyłem szukacz i zjustowałem go na bladym i pływającym Jowiszu. Rozpoczęło się. Moje muzy już na mnie czekały, wybaczyły nawet spóźnienie. Ach ! Jak one są cierpliwe i wyrozumiałe. Jednak nadal nie wiedziałem czy jest to ta noc, zawsze miałem nadzieje i jak co noc z utęsknieniem sprawdziłem co słychać u moim pięknych. Skierowałem teleskop na Triplet Lwa. To było coś niezapomnianego – wszystkie trzy panny prezentowały się wyśmienicie, cudnie i efektownie. Szczęki choć nie ładnie tak się wyrazić i zachowywać w obecności kobiet nie mogłem odszukać aż do następnego wieczora, dobrze obrazuje co zobaczyłem. Szczególnie NGC 3628 była wyraźną jak rzadko szeroką, jasną sylwetką na tle wystroju lokalu. Dwie galaktyki skatalogowane przez Pana Messiera pod numerami 65 i 66 również były niczego sobie. Gdy otrząsnąłem się z szoku przystąpiłem do dawno zaplanowanych spotkań z ciągle dodawanymi do niej przez ten długo okres gości. Nową przyjaciółką miała zostać IC 2574. By ją znaleźć odszukałem najpierw M81 i 82. Piękne i jasne dawały z siebie ile mogły, zasypując mnie żartami . Idąc do nich od gwiazd Delta Dra i 2 Dra minąłem trójkąt z HIP 52425, 52338 i 50685 gdzie przy łańcuszku z gwiazd znajdowała się IC. Powinna ona siedzieć na swoim stały miejscu - na południowy-zachód od filaru o nazwie HIP 51519. Przez dłuższy czas, jeszcze bez dobrej adaptacji w SW SWA 17 mm nie było jej. Ruszałem tubą w tą i wewte by utwierdzić się, że widzę na pewno galaktykę w moich jeszcze niewrażliwych oczach. Dla jeszcze większej pewności założyłem SW UWA 8 mm (stara wersja SWA) i powiem, że była ona tak delikatnie widoczna jak plama rysowana białą krętą na białym papierze. Restauracja nie była tej nocy w pełni przygotowana. Mimo to było miło, ta randka powiodła się choć towarzyszką kolacji była jedna z najbardziej skrytych i płochliwych tej nocy panien. Po tym boju przeszedłem do części restauracji ulokowanej na południu. Tam też, czekało na mnie tyle miejsc przy stolikach, że aż zliczyć trudno. Przysiadłem się do stolika przy filarze ze Słońca pod nazwą 35 Com, gdzie czekała nowa luba – M64. Plan miałem duży, duże zmęczenie snem więc nie zagościłem u niej zbyt długo, nie bawiłem się okularami i widziałem tylko promieniującą galaktykę, która od czasu do czasu puszczała do mnie oczko. Zostałem w Warkoczu Bereniki i skoczyłem do M53. Po co ? Nie wiem. Te nie wdzięczne obiekty jakimi są gromady kuliste pokazują swoje piękno dopiero w większych koleżankach i kolegach mojej tuby – takich jak Newtona 20”, luba Marcina. Męczyłem się przez kilka minut z NGC 5053 ale dlaczego to robiłem wiedząc jak niedobre a czasami niewdzięczne są te obiekty ? Szukałem jej w okularze dającym 1,1 stopnia pola widzenia na prawo i do góry od M53. I nic. Może to i dobrze, czuje mimo to frustracje. Dlaczego ? Pytajcie drugiego mnie – wariata, który lubi na boku w tajemnicy przed ukochanymi patrzeć i na inne obiekty gdy moje piękne często są pod zasłoną mgieł. Może i jest to jakieś usprawiedliwianie się ale gdy tej noc przejrzystość była bardzo dobra takiej zdrady gdyby wiedziały nie wybaczyły by mi. Ale niech nikt się nie wygada, mogę liczyć na Waszą dyskrecję czytelnicy ? Mam nadzieje, że tak.