Mam ją.
Tym razem zeszła mi na nią prawie cała, dwugodzinna sesja. Powiem tak - jak na ekstremalnie trudny w wizualu obiekt jest zaskakująco jasna. Gdyby ulokowała się raptem kilka minut kątowych dalej od Merope, stałaby się dość łatwa.
Gdy już dostrzegłem, gdzie się chowa, kolejne podejścia stały się łatwiejsze i każdorazowo kończyły się sukcesem - a wracałem do niej ze cztery razy, by mieć już pewność (i święty spokój, bo szczerze powiedziawszy mam jej serdecznie dość).
W użyciu był Pentax XL 7 mm plus barlow Baadera 2.25x (pow. wynikowe coś koło 480x), przy czym w okularze zamocowałem prowizorycznie pasek papieru (occulting bar).
Patent jest oposany między innymi tu: https://www.skyandtelescope.com/observi ... pt-secret/
W tym celu poświeciłem kawałek strony któregoś z archiwalnych numerów "Astronomii", bo akurat była pod ręką.
Co tam jeszcze? No tak, adaptacja oka do ciemności więcej niż dobra (plus kaptur odcinający boczne światło na łbie), lustro porządnie wychłodzone (przed sesją kilka godzin siedziało w zimnym aucie), kolimacja dokładniejsza niż zwykle, Plejady szczytują (o, pardon, górują ), zaś seeing może nie wybitny, ale bardzo przyzwoity. Przy pow. bliskim 500x gwiazdki momentami były prawie punktowe (co zdarza się raczej rzadko).
Poniżej mój nieudolny szkic, zrobiony już po powrocie z miejscówki. Skala nie jest zachowana, ale tak to mniej więcej wygląda. Jeden ze spajków był w pewnym miejscu grubszy, a patrzenie w taki sposób, by zignorować blask gwiazdy (którą utrzymywałem na krawędzi paska) pozwoliło dostrzec owalne, bardzo niewielkie, lecz wyraźne pojaśnienie - coś jak małą planetarkę. Z tym ignorowaniem gwiazdy to podobnie jak przy paczaniu na Płomień obok Alnitaka - gwiazdeczka jest w polu widzenia, ale wzrok skupiamy obok niej. Tego można się nauczyć i to działa. Podejrzewam też, że łatwiej będą mieli posiadacze newtonów czterospajkowych.
Nie śmiejemy się, szkicować nie umiem.
Historia moich zmagań z ICkiem jest jednak nieco bardziej rozbudowana.
W ubiegły wtorek zaliczyłem wpadkę obserwacyjną, co więcej - podzieliłem się ze światem radosną nowiną, że niby zobaczyłem IC 349. Szampana co prawda nie było, ale gratulacje odebrałem, ego mile połechtane (ech, jednak jestem dobry w te klocki, przecież wszyscy piszą, ze to ekstremalnie trudny w wizualu cel, a ja go mam) - no ogólnie miło było. Do czasu, gdy położyłem się do łóżka. Po przyłożeniu łba do poduszki mózg zaczął mnie swędzieć - kurde, czy to aby na pewno to? Owszem, w okularze pojawiła się niewielka, subtelna mgiełka, ale czy nie za daleko od gwiazdki? I czy nie było zbyt łatwo? Wstaje, odpalam kompa, szukam zdjęć. Kurde, kurde, czy to był odblask? Ja pierdziu, przecież sprawdziłem - mgiełka pojawiała się w tym samym miejscu nie tylko w konfiguracji APM 12.5mm plus barlow 2.25x, ale też w Pentaxie 7 mm. Nieee, chyba jednak za daleko od gwiazdy, trzeba będzie zrobić powtórkę. A może jednak się udało? W rezultacie przez kolejne dwie godziny nie zasnąłem, a ranek był dość trudny...
W środę przechodził front atmosferyczny, więc nie pojechałem na miejscówkę i nie sprawdziłem. W czwartek pogoda dopisała, zatem mimo zmęczenia zasuwam na Domański Wierch, bo sprawa jednak mocno mnie męczy. Oki, jedziem - lustro wychłodzone (posiedziało w bagażniku kilka godzin), kolimacja - perfekt, seeing przyzwoity. No, mgiełka jest. Ale wiem już, że zbyt daleko. Robię rundkę po okolicznych gwiazdkach o zbliżonej jasności, usuwam je tuż poza krawędź pola widzenia i wszystko jasne - każda generuje ulotnego duszka, jakże podobnego do mojej upragnionej mgławiczki. W wyciągu ląduje Pentax XL 7 mm, który w połączeniu z barlowem daje już konkretne powiększenie, bliskie 500x. W pamięci odciśnięte mam dokładne ułożenie okolicznych, słabych gwiazdek. Szukam dwóch, położonych blisko siebie, kawałeczek na południe od Merope. Jedna jest, słaba, ma pewnie z 15 mag. Druga, jeszcze słabsza, też w końcu się ujawnia. Merope mam cały czas na granicy pola widzenia - wystają spajki, w okular wlewa się świetlista poświata. No tak, teraz już wiem, gdzie chowa się ICek. Przez kolejny kwadrans kombinuję, zerkam i wychodzi na to, że 349 powinna znajdować się tuż obok jednego ze spajków. Faktycznie, wydaje się on nieco hmm, zaburzony w porównaniu do drugiego (pozostałe są poza polem widzenia). Jakiś taki grubszy jest w jednym miejscu? Cholera, widzę to, czy znowu bardzo chcę widzieć i sobie wmawiam? Nie wiem, kwestia pozostała nierozstrzygnięta. Pomyślałem, że będę jeszcze kombinował, o innej godzinie - Plejadki zmienią nieco położenie na niebie i może to cholerne, widmowe pojaśnienie wstrzeli się pomiędzy te pieprzone spajki...
Jak napisałem na wstępie, sukces nadszedł dopiero w sobotę.