Dawno temu, w odległej galaktyce... Stop, ani tak dawno, ani jakoś specjalnie daleko – rzecz miała miejsce w naszej Drodze Mlecznej, około 1680 roku (wtedy dotarło do nas światło wyemitowane podczas eksplozji). W tym tygodniu na warsztat weźmiemy coś, co uważałem kiedyś za niemożliwe do zaobserwowania amatorskim sprzętem. Ale swego czasu ukazały się relacje, z których wynikało, że jednak się da. Z tego co pamiętam, to na naszym rodzimym podwórku pierwszy był Paweł Trybus, obserwujący mgławicę dobsonem 18".
Wybuch supernowej (zlokalizowanej ok. 11 tys. lat świetlnych od Ziemi) został przeoczony przez siedemnastowiecznych astronomów, pewnie z powodu niewielkiej jasności – znaczy supernowa pierdyknęła jak trzeba, ale jej blask został mocno osłabiony przez pył. Gdyby nie ekstynkcja międzygwiazdowa, umierająca gwiazda osiągnęłaby jasność w okolicy -3 magnitudo i z pewnością zostałaby dostrzeżona przez każdą osobę spoglądającą wówczas w niebo. Przypuszcza się, że supernowa mogła być odnotowana przez angielskiego astronoma Johna Flamsteeda, który w wydanym w 1725 roku katalogu Historia Coelestis Britannica oznaczył gwiazdę nową (skatalogowaną jako 3 Cas) o jasności 6 mag bardzo blisko miejsca wybuchu. Sęk w tym, że owo "bardzo blisko" nie do końca pokrywa się z faktyczną lokalizacją, stąd też wątpliwości (tym bardziej, że Flamsteed był raczej dokładny w oznaczaniu pozycji gwiazd).
Było trochę historii, czas na odrobinę teorii. Supernowa (typu II) walnęła, gdy żelazowe jądro czerwonego nadolbrzyma (o masie ok. 16 mas Słońca) osiągnęło masę większą niż ok. 1.4 masy Słońca i zaczęło się zapadać. Wcześniej ustały w nim reakcje termojądrowe. Wskutek kolapsu grawitacyjnego jądra atomowe zostają tak ściśnięte, że zanikają przerwy między nimi i są traktowane jak pojedyncze nukleony; towarzyszy temu przemiana elektronów i protonów w neutrony i neutrina. Jednocześnie zewnętrzne warstwy opadają z dużą szybkością na sprężyste jądro i ulegają gwałtownemu odbiciu na zewnątrz.
źródło: http://apod.pl/apod/ap130117.html
Obiekt został "namierzony" jako radioźródło w latach trzydziestych XX wieku przez astronoma amatora, a jego istnienie potwierdzono fotograficznie w 1953 roku przy użyciu 200 calowego teleskopu - nie gdzie indziej, jak w obserwatorium na górze Palomar. Obecnie resztki po rozerwanej gwieździe rozciągają się w przestrzeni na obszarze ok. 15 lat świetlnych.
A jak wygląda kwestia starhoppingu? Skomplikowany nie jest, a i przystanki (początkowy i pośredni) w kierunku naszego celu są nadzwyczaj intrygujące. Wszystko wyjaśni nam mapka; pominę znaną i często oglądaną NGC 7789, a wspomnę o dość egzotycznej gromadce otwartej skatalogowanej jako King 20. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, a wychodzi na to, że warto – choć niewielka i słaba (ma rozmiar ok. 4'), jest dość zasobna w słabe gwiazdki, pięknie skrzące się w polu widzenia okularu.
źródło: https://www.skyandtelescope.com/observi ... a-remnant/
Obserwacje Cas A są niemożliwe bez użycia filtra OIII. Bez niego niczego nie zobaczyłem, nic nie wniósł też UHC (choć pewnie w większych aperturach mógłby dać radę). Przy powiększeniu nieco ponad 100x (newton 350/1500, ES 14 mm) widać krótkie, podłużne pasmo, dość szerokie. Warto zastosować technikę zerkania, choć po dłuższej chwili skupienia zaczyna coś wyskakiwać także przy patrzeniu wprost. W nastocalowym lustrze nie jest to jakieś ekstremum; jeśli ktoś jest w stanie dostrzec mgławice planetarne z katalogu G. Abella, to i z tym celem sobie poradzi. Wiem co mówię, bo akurat wczoraj łapałem też Abellki numer 82 i 84. Aha, widocznej na zdjęciach południowej, słabszej części mgławicy nie bylem w stanie wyłuskać.
To jak dobsoniarze, spróbujecie i dacie znać jak poszło?
PS Pisząc ten odcinek mocno inspirowałem się świetnym tekstem Boba Kinga, opublikowanym tu:
https://www.skyandtelescope.com/observi ... a-remnant/
Polecam też inne artykuły autorstwa tego pana, są naprawdę ciekawe.
PS 2 A może ktoś z naszych fociarzy weźmie ten obiekt na warsztat, hm?