Tegoroczny październik pozwolił nacieszyć się skarbami jesiennego nieba. Gdy już poczułem pewien przesyt obserwacjami klasyków, wziąłem się za obiekty mniej znane, ulotne i rzadko opisywane – czyli to, co w tym hobby kręci mnie najbardziej.
Nasz cel ujęty jest w kilku katalogach, ale najczęściej zetkniemy się z oznaczeniem nadanym przez Stewarta Sharplessa (Sh 2-188) lub Simeis 22. O ile osobę pana Sharplessa większość z nas kojarzy, to z Krymskim Obserwatorium Astrofizycznym może już być pewien problem. W archiwalnym numerze Uranii z 1964 r. znalazłem jednak ciekawy artykuł na jego temat.
Nie będę powielał zawartych tam informacji, dodam tylko, że listy obserwacyjne zawierające obiekty oznaczone jako "Simeis" (łącznie 306) zostały opublikowane na początku lat 50. w ukraińskim „Biuletynie krymskiego obserwatorium astrofizycznego” (Izvestiya Krymskoi Astrofizicheskoi Observatorii). Większość wpisów została zintegrowana z innymi katalogami, a część to obiekty nieistniejące. Tutaj można zapoznać się z pełną listą.
Numer 22 to mgławica planetarna, odległa o ok. 850 lat świetlnych od Ziemi. Początkowo jednak uznano ją za pozostałość po supernowej (SNR), z uwagi na jej nietypowy kształt. Planetarki kojarzymy przecież jako mniej lub bardzie okrągłe, a tu mamy łuk, którego najjaśniejsza część rozciąga się na obszarze ok. 10 minut kątowych. Skąd taka właśnie struktura? Ano, gwiazda centralna dość żwawo zasuwa w przestrzeni (z prędkością ok. 125 km/s), generując "bow shock" (falę uderzeniową) w otaczającym ośrodku międzygwiazdowym. W przeciwnym kierunku (północny – wschód) widać tylko marne strzępy gazu, bliskie rozmycia się w przestrzeni.
żródło: http://www.sky-map.org
Starhopping to banał – zaczynamy go albo od znanej i lubianej gromady otwartej NGC 457 (Ważka, ET), względnie jasnej δ Cas (Ruchba, 2.68mag).
Obiekt jest powszechnie uznawany za wymagający, także wśród astrofotografów. Wychodzi jednak na to, że mając do dyspozycji kilkunastocalowe lustro, długoogniskowy okular i dobry filtr OIII nie taki diabeł straszny, jak go malują. Owszem, początkowo trzeba się skupić, poszukać odpowiedniej pozycji oka względem soczewki i takie tam, ale ostatecznie rozciągnięta, łukowato wygięta poświata jest dość oczywista. Po jej przeciwnej stronie nie widać absolutnie nic; także po usunięciu z toru optycznego o – trójki całość znika. Przez ostatni miesiąc obserwowałem mgławicę kilka razy i nigdy nie było problemu z jej dostrzeżeniem. Wygląda trochę jak kosmiczny uśmiech, rozpięty na dość zasobnym w gwiazdy tle. Zalecana źrenica wyjściowa to ok. 5-6 mm (u mnie generuje ją Baader Asferyk 31 mm i superplossl Meade 26 mm), więc - mimo użycia filtra wąskopasmowego - w polu widzenia przebłyskuje całkiem sporo gwiazdek. Ładnie to wygląda, uwierzcie.
Albo lepiej nie – nie wierzcie na słowo, tylko spróbujcie i dajcie znać jak poszło!