Jeśli chodzi o nocną inwazję na Dosłońce... dość szalone to wszystko było.
Wyjechaliśmy z Krakowa tuż przed 23, więc na miejscu byliśmy około północy. Do zachodu Łysego Qbszon czesał mgławice planetarne swoim Taurusem, a ja buszowałem po gromadach otwartych Sky-Guidem (z rozpędu nie zabrałem walizki z okularami
). Od czasu do czasu przerzucaliśmy się na Jowisza i Marsa, ale niespecjalnie było czym przypowerować. Po ustąpieniu Księżyca - naprawdę MOC. Tryplet Lwa, Łańcuch Markariana, Wir, Wrzeciono, Bode. Kulki rozbite w pył. Kilka gwiazd podwójnych odseparowanych. Słowem wszystko to, dla czego warto jechać w środku nocy i w środku tygodnia na miejscówkę, ryzykując zdychanie w pracy kolejnego dnia (co niniejszym czynię). Dzięki uprzejmości Qbszona przekonałem się też jak wiele znaczy duże lustro, zwłaszcza pod ciemnym niebem.
Zwinęliśmy się ok. 2:30, ale gdyby nie robota i brak czucia w stopach (trochę przemarzłem), pewnie walczylibyśmy całą noc. Do zobaczyska następnym razem!