Myślisz, że stoisz w miejscu? Mylisz się. Wszystko się kręci
Piotr Cieśliński
Jeśli wydaje ci się czasem, że świat zwariował i mknie jak szalony, to masz rację. Wirują Ziemia i Księżyc, planety obracają się wokół Słońca, a i sama gwiazda nie pozostaje w bezruchu, tylko kręci się wokół własnej osi...
To opętańcze wirowanie w Układzie Słonecznym to jeszcze nie wszystko, bo Słońce wraz z Ziemią i pozostałymi planetami porusza się dookoła olbrzymiej czarnej dziury, która znajduje się w centrum Drogi Mlecznej. Naszą galaktykę okrążają zaś niczym chmara much mniejsze galaktyki karłowate, a razem stanowimy mały trybik w kole zamachowym całej lokalnej grupy galaktyk.
O ile nam wiadomo, wszystkie asteroidy, księżyce, planety, gwiazdy, galaktyki i gromady galaktyk we Wszechświecie tańczą wiecznego oberka. Jeszcze nie dostrzeżono takiego odmieńca wśród ciał niebieskich, który by się nie kręcił niczym pies goniący za własnym ogonem.
Co ciekawe, w naszym bezpośrednim sąsiedztwie ten ruch jest wyjątkowo zgodny. Wszystkie planety obiegają Słońce w tej samej płaszczyźnie, w tym samym kierunku i wirują - patrząc z góry - przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Z wyjątkiem Wenus. Ta obraca się w drugą stronę, a więc wschód Słońca następuje tam na zachodzie i na odwrót. To wyjątek, który potwierdza regułę. Wenus - jak sądzą naukowcy - mogło spotkać coś przykrego we wczesnym dzieciństwie. Jakiś kataklizm spowodował całkowite odwrócenie osi obrotu. Uran także został mocno trącony, bo teraz jego oś obrotu jest przechylona niemal pod kątem 90 stopni.
Jaka to jednak reguła każe prawie wszystkim planetom wirować i kręcić się tak podobnie? Przyczyny są dwie, fundamentalne. Pierwszą jest grawitacja, drugą - symetrie praw przyrody. A ponieważ symetrię zwykle kojarzymy z pięknem, można by rzec, że świat się kręci, bo jest... piękny.
Ale zacznijmy od grawitacji.
Co wspólnego ma z tym grawitacja
Widzieliście łyżwiarkę kręcącą piruety na lodzie? Gdy rozkłada ramiona, to zwalnia, a kiedy je ściąga do siebie, wiruje szybciej. Na podobnej zasadzie rozpędzają się wszelkie wiry kosmiczne. W tym wypadku rolę mięśni ściągających ramiona odgrywa siła ciążenia, która zawsze stara się wszystko ściągnąć, skoncentrować i zebrać do kupy.
Każdy układ planetarny powstał kiedyś z obłoku gazu międzygwiazdowego, który pod wpływem grawitacji zaczął się kurczyć, a zmniejszając swoją objętość, jednocześnie się zagęszczał. My żyjemy teraz na jednym z takich zagęszczeń zwanych Ziemią, w innym zagęszczeniu - centralnym - zapłonęły zaś reakcje syntezy jądrowej i rozbłysła gwiazda, z której życie czerpie energię.
Zgodne wirowanie wszystkich planet i gwiazdy to dziedzictwo ruchu tego pierwotnego obłoku, którego one są potomkami, a który w miarę kurczenia się obracał się coraz szybciej i szybciej jak ściągająca ramiona łyżwiarka.
Z tego też powodu najszybciej wirują te obiekty, które siła ciążenia maksymalnie ścisnęła - a więc czarne dziury i gwiazdy neutronowe. Czarne dziury są trudne do badania, skrywają się za horyzontem zdarzeń, ale rozkręcone gwiazdy neutronowe zwane pulsarami widać z bardzo daleka, bo cyklicznie błyskają impulsami radowymi. Najpierw więc je dostrzeżono.
Grawitacja od kuchni. Co nas przyciąga
Tysiąc obrotów na sekundę
Kiedy doktorantka Jocelyn Bell z Uniwersytetu Cambridge natrafiła w 1967 r. na pierwszego pulsara, było to tak zdumiewające odkrycie, że naukowcy miesiącami trzymali je w tajemnicy. Obawiali się ośmieszenia, tygodniami sprawdzali, czy nie jest to błąd aparatury w radioteleskopie. Na taśmie z wydrukiem sygnału Bell zanotowała "śmieci" - były to rytmiczne impulsy radiowe, które nadchodziły co 1,3 s. Żadna ze znanych gwiazd nie pulsowała w tak szybkim rytmie.
Jedna z fantastycznych teorii mówiła, że to odległa cywilizacja, która usiłuje nawiązać kontakt. Ale - jak wspominała Bell - byliby to dość głupi kosmici, bo częstotliwość sygnału nie była modulowana, więc nie niosła żadnej treści. Początkowo jednak to pulsujące źródło promieniowania radiowego badacze z Cambridge nazwali LGM - od angielskiego "little green men" (małe zielone ludziki). Wkrótce się wyjaśniło, że LGM - których w międzyczasie odkryto więcej w różnych punktach nieba - to gwiazdy neutronowe.
Do czasu odkrycia czarnych dziur były to najbardziej egzotyczne obiekty kosmiczne. Przypominają gigantyczne jądra atomowe - mają masę o połowę większą niż Słońce, ale są sto tysięcy razy mniejsze. Mają ledwie 10-20 km średnicy i wypełnione są niezwykle silnie sprasowaną materią. W ich wnętrzu znajduje się przypuszczalnie neutronowa ciecz, której łyżeczka ważyłaby na Ziemi setki milionów ton. Zewnętrzną skorupę prawdopodobnie tworzą jądra atomów żelaza ułożone ciasno niczym pomarańcze w skrzynce. Panuje tam tak silna grawitacja, że upuszczona moneta rozpędziłaby się do połowy prędkości światła przed uderzeniem w powierzchnię.
Taki dziwoląg powstaje u kresu życia zwykłej, ale bardzo ciężkiej gwiazdy. Kiedy jej wnętrze wygaśnie, nic już nie jest w stanie powstrzymać ciężaru zewnętrznych warstw i zapadają się one do środka. Większość materii zostaje chwilę potem odrzucona w potężnej eksplozji, zwanej supernową. Katastrofę przeżywa tylko mocno sprasowany grawitacją środek, który kurcząc się nabiera wielkiej prędkości obrotowej. Potem niczym latarnia morska omiata Wszechświat swoim promieniowaniem radiowym.
Więcej na:
http://wyborcza.pl/1,145452,19011573,my ... kreci.htmlwww.astrokrak.pl