Z jaką prędkością obiektywnie lecimy w kosmosie można ustalić badając to względem mikrofalowego promieniowania tła.
Za obiekt stojący nieruchomo względem wszechświata uznać można taki, który z wszystkich stron wyłapuje średnio tak samo słabe (energią, długością fali) kwanty mikrofalowego promieniowania tła.
Mam powody by tak uważać ale to trudny wywód o początkach i wielkim wybuchu.
Kolokwialnie pisząc: Patrzymy na najdalsze rzeczy z każdej strony i trudno zakładać by z którejś strony były dalej czyli asymetrię świata w tak dużej skali.
Prędkość ta wynosi około 400 km/sek.
Oznacza to, że każdy człowiek, Niemiec czy Polak, mniej więcej przemierza w kosmosie, w ciągu sekundy, taką odległość jaka jest z Berlina do Łodzi.
Postawię tezę. W sumie jest to niewielka prędkość. Sekunda jednak dość długo trwa. Człowiek zdąży wyraźnie powiedzieć: "Litwo, Ojczyzno moja".
W okolicach oO przekraczamy granicę.
Przypuszczam, że w naszym wszechświecie prawie nie istnieją zwarte, ostro wyodrębnione obiekty makroskopowe, które w ciągu sekundy przelecą wzdłuż całej Azji.
Za tym, że prędkość tę można nazwać małą przemawia też inne rozumowanie. Samochód ma 4 metry, a w ciągu sekundy przebywa dużo, dużo więcej (np 30 metrów).
Taka zaś Ziemia ma około 12500 km a przebywa zaledwie 400 .
To samo rozumowania jeszcze bardziej odnosi się do gwiazd i Słońca.
Słońce ma prawie półtora miliona kilometrów średnicy, a też leci tylko te 400 km/sek.
Względem sąsiednich gwiazd dryfuje zaledwie 20 km/sek. To tyle co nic wobec jego "grubości".
Ergo: Obiekty w kosmosie prawie stoją, powolnie czołgają się, a nie śmigają jak nieraz sądzimy.
Pozdrawiam