Z lornetką w Zachodniej Australii

PostZbig | 19 Kwi 2006, 13:19

Służbowy pobyt w Perth, w Zachodniej Australii to dla amatora astronomii doskonała okazja do pooglądania tych wszystkich obiektów nieba południowego o których, jak do tej pory jedynie czytał lub oglądał na zdjęciach. Dotychczasowe doświadczenia uczą jednak, że aby takiej okazji nie zmarnować trzeba się do takiego wyjazdu dobrze przygotować. Dylematy nasuwają się jedne po drugich:
1. Z dwumilionowego Perth nie będzie widać tych wspaniałych obiektów mgławicowych (DSO) na których nam najbardziej zależy - trzeba zatem pomyśleć o wyjeździe gdzieś dalej.
2. Co zabrać? Najlepiej swój największy teleskop. Jednak na bagaż podręczny nie wejdzie, a latając już wiele razy samolotami widziałem jak z bagażem obchodzi się obsługa lotnisk. Aktualna stawka za zniszczony lub zagubiony bagaż to około 20$ za 1 kg (!). Na niewiele by to wystarczyło.
3. Pobyt służbowy (naukowy) ma swój ustalony harmonogram. Trzeba zdecydować czy bliżej nowiu będziemy raczej przed czy po wypełnieniu naszego głównego zadania.
4. Dobrze byłoby też wiedzieć czego szukać tam na niebie by nie wpaść w pułapkę "nadmiaru przyjemności" w zbyt krótkim okresie czasu. Trzeba wcześniej zrobić jakąś selekcję - być jakoś zorientowanym. Ale nie tylko w sensie teoretycznym lecz praktycznie wiedzieć jakie najciekawsze obiekty widać przez dany instrument. "Każdy instrument ma swoje niebo". O słuszności tego zdania powiedzianego mi kiedyś przez Claussa Baader'a łatwo się przekonujemy patrząc na wybrany obiekt na niebie przez różne teleskopy. Szybko zauważamy, że nie musi to być zawsze instrument największy. Choć z pewnością niebo 18 calowego Dob'a jest relatywnie bardzo duże, o ile znajdzie się on w odpowiednim miejscu. Jednak niebo nawet nieuzbrojonego oka w Zachodniej Australii czy na pustyni w Egipcie lub Tunezji będzie z pewnością większe od nieba najlepszego teleskopu zamkniętego w garażu w Polsce.

Krótki "research" po I-necie prowadzi mnie do małego obserwatorium założonego przez emerytowanych nauczycieli w miejscowości Pingelly Heights jakieś 90km na wschód od Perth. Takie obserwatoria prowadzone w celach dydaktycznych nazywano kiedyś w Polsce "dostrzegalniami"(!).
Listę różnych tego typu obserwatoriów w Australii można znaleźć na stronie Internetowej:
http://www.quasarastronomy.com.au/places.htm
W zasadzie można by też zaczepić się w jakimś hotelu lub hoteliku w ciemnym miejscu. To jednak może rodzić różne problemy. Lepiej być w okolicach gdzie "uprawia" się astronomię, choć raczej nie w profesjonalnym obserwatorium którego personel najczęściej irytuje się astromaniakami. Co do sprzętu to w końcu postanawiam zabrać Minoltę Activa 10x50 oraz niedawno zakupioną, dużą lornetę Miyauchi 20(30)x77 (ze złączką prostującą 45 stopni). Do tego, do Miyauchi, dochodzi drewniany statyw (dokupiony kiedyś w Astrokraku do rosyjskiej lornetki 20x60) z trudem mieszczący się w walizce. Mniejsza Minolta także ląduje w walizce, a większa Miyauchi zawiśnie w swojej skrzynce na moim ramieniu jako dodatkowy bagaż podręczny (oprócz teczki wypełnionej służbowymi materiałami). Nie starcza już miejsca na torbe z Canonem 300D i obiektywami, a jedynie na wrzucenie do walizki Praktiki z 16mm obiektywem (Zenitar).
Na wyjazd za miasto planuję wybrać okres tuż po nowiu. Wiedzę o tym co i jak oglądać będąc "downunder" pogłębiam przeszukując I-net w poszukiwaniu czyichś relacji (podobnych do tej którą Państwo teraz czytacie). Jednak znajduję zadziwiająco mało takich relacji. W końcu czytam kupioną wcześniej książkę O'Mear'a "Caldwell Objects". Obiekty Caldwell'a o mumerach powyzej 50-60 to już typowe obiekty nieba południowego. Trzeba też pamiętać, że z południowej półkuli nowego blasku nabiera wiele obiektów Messiera, np. tych z gwiazdozbiorów Skorpiona i Strzelca, z takim trudem oglądanych w Polsce latem nisko nad horyzontem. Stąd także wynika potrzeba pogłebienai informacji o wybranych obiektach Messiera. W walizce lądują zatem w końcu dwie, ciężkie książki O'Meare'a.

W końcu przychodzi 7III 2005, czas odlotu. Mimo obaw, na kolejnych lotniskach (Katowice, Frankfurt, Singapur) walizeczka z wielką lornetą nie budzi podejrzliwości. Natomiast waga mojego głównego bagażu to już 28kg (statyw, książki,...). Dotychczasowe doświadczenia nauczyły mnie, że niewielka nadwaga jest raczej traktowana pobłażliwie. Po spojrzeniu na mój bilet, w Katowicach te 28kg przyjęto bez problemu, współczując mi blisko 24 godzinnej podróży. Jednak w drodze powrotnej były już problemy. Dowiedziałem się wtedy, że przekroczenie 32kg to byłoby już naruszenie prawa pracy personelu naziemnego i tyle na pewno musiałbym przepakować na dwa mniejsze bagaże (sowicie dopłacając).

Przylot do Perth i kolejna niespodzianka - australijskie miasto słońca przywitało mnie dwoma dniami pochmurnej pogody. Znam relację nieszczęsnego amatora astronomii który z dwutygodniowego pobytu w Nowej Zelandii zapamiętał jedynie 14 dni deszczu! Zachodnia Australia to jednak inny klimat i po dwu dniach, wieczorem widzę nad głową gwiazdy. Mimo świateł miasta dostrzegam znajomą sylwetkę Oriona, prawie w zenicie i do tego do góry nogami (!). Zaczyna być ciekawie.

W końcu przychodzi czas wyjazdu za miasto. W promieniu setek kilometrów wokół Perth nie ma żadnej większej miejscowości a dominują jedynie małe rolnicze osady (500-1000 mieszkańców) - nie będzie zatem chyba problemu z "light pollution". W końcu kierowca autobusu oznajmia: Pingelly Heights. Wysiadam sam w zupelnie pustym miejscu. Po chwili widzę jedynie czerwone światła autobusu znikającw w oddali i zostaję w całkowitej ciemności. Nad głową tylko gwiazdy i gigantyczny pas Drogi Mlecznej. Co za widok!? Na szczęście po chwili pojawia się w dużym, pół-terenowym Fordzie Trevor, mój gospodarz. Po dziesięciu minutach dojeżdżamy na miejsce. Po powitaniu z żoną gospodarza, Susie zaczynamy rozmawiać na tematy ogólne, a także astronomiczne. Trevor w swoim obserwatorium ma pod rozsuwanym dachem dwa instrumenty: SCT Meade 8 i 10". Oba z przed ery komputeryzacji (setting circles). W okresie letnim przyjmuje zorganizowane grupy wycieczkowe dla których urządza pokazy nieba poprzedzane prelekcją ze slajdami. Popijam piwo i zastanawiam się kiedy znowu wyjdę na zewnątrz. Ta noc tak szybko się nie skończy. Zauważyłem brak ogrodzenia wokół posiadłości. Pytam czy chodząc wokół domu po nocy nie zderzę się z jakimś zwierzęciem, np. kangurem. Odpowiedź, po chwili namysłu: Raczej nie, chyba, że przybłąka się jakaś owieczka. O owady nie spytałem, ale w przeciwieństwie do Wschodniej Australii, gdzie mogą być męczące a czasem niebezpieczne (np. pająki wielkości ludzkiej dłoni), tutejszy klimat mniej im sprzyja (wysoka temperatura w ciągu dnia i bardzo suche powietrze). Na zewnątrz owady dokuczały mi mniej niż często w Europie Środkowej, a wnętrza domu podlegają tu, co roku, starannej dezynsekcji. Gdyby tego systematycznie nie robiono, to termity mogłyby szybko naruszyć konstrukcję budynku. Później dowiedziałem się też, że należy uważać na węże, stąpając w sposób zdecydowany (aby przez pomyłkę nie nadepnąć śpiącemu wężowi na ogon). Jednak nocą węże nie stanowią większego problemu.
W końcu gospodarze idą spać, a ja zostaję sam z dwiema lornetkami. Widok jest obezwładniający. Gigantyczny pas Drogi Mlecznej poniżej którego wyraźnie widać dwa Obłoki Magellana (LMC i SMC). Wielki Obłok z trudem mieści się w polu widzenia mojej Minolty 10x50 (6 stopni). Powolne przesuwanie jej polem widzenia po Drodze Mlecznej w okolicach centrum Galaktyki sprawia wrażenie poruszania się jakby po "mlecznej płaszczyźnie" - efekt którego dotąd nie doświadczyłem. Grubo po północy widać było Skorpiona i Strzelca na takich wysokościach na jakich nie można ich zobaczyć w Polsce. Gdy były jeszcze nisko nad horyzontem widać już było oczywiste zalety widoczności z Australii Zachodniej. Większość znanych obiektów Messiera widać tu gołym okiem! Widok jaki w Polsce obserwowałem zp. lornety 30x77 tu widzę przez 10x50. To jakby inny szczebel dostępu do amatorskiej astronomii.

Na zdjęciach poniżej znajduje się obraz nieba otrzymany aparatem Praktika z 16mm obiektywem Zenitar na filmie 400 ISO (ekspozycja około 3 min). Kierunek zdjęcia południowy. Niestety po 3 minutach całe niebo już się trochę ruszyło. Jednak widać na nich większość z najatrakcyjniejszych obiektów które wtedy obejrzałem.
Image
Image

Krótki opis wybranych obiektów nieba południowego
W dalszym ciągu niniejszej relacji opiszę wrażenia z obserwacji najatrakcyjniejszych obiektów nieba południowego. Po powrocie zastanawiałem się która z popularnych pozycji książkowych dostępnych w Polsce może, choć częściowo, opisać widok nieba południowego i stwierdziłem, że w pewnym stopniu taki obraz daje "Wielki Atlas Gwiazd" w jego końcowej części. Tak więc warto sięgnąć właśnie do niego konfrontując poniższe opisy.

Omega Centauri (Caldwell 80, NGC 5139). Świetnie widoczna gołym okiem (nawet przy Księżycu). W okolicy nie ma jasnych gwiazd. Dlatego łatwo ją zlokalizować. Zp. 10x50 widok imponujący (jak M13 zp. 30x77). Natomiast użycie 30x77 prowadzi do widoku jaki w Polsce miałem patrząc na M13 zp. 8" SCT. No i w końcu widok przez 8" SCT (Meade) jest przytłaczający. Wyraźnie widać charakterystyczne nieregularności opisane przez O'Meare w książce "Caldwell Objects".

Centaurus A (Caldwell 77, NGC 5128). Leży około 4 stopnie na północ od Omega Centauri. Obiekt ten widać przez lornetkę, a przy dobrym niebie także gołym okiem. Już w 10x50 widać, że nie jest to obiekt regularny. Potwierdza to 30x77. Dopiero jednak 8" SCT przy powiększeniu około 100x pokazuje jego piękno. Widać wszystko to co na fotografii z Wielkiego Atlasu Gwiazd: postrzępione pasy ciemnej materii na tle "okrągłej" galaktyki. Dla mnie to bez wątpienia najatrakcyjniejszy obiekt nieba południowego dla teleskopów o aperturze 8".

Obłoki Magellana. Oba obłoki (LMC i SMC) pięknie wyglądają na tle ciemnego nieba w kierunku południowym. Gołym okiem widać też obiekty z nimi stowarzyszone: Tarantula w LMC oraz 47 Tuk w SMC. Lornetka 10x50 (6 stopni) z trudem obejmuje cały LMC - widać też jego podłużny charakter - karłowata galaktyka "z poprzeczką".

47 Tukanae (Caldwell 106, NGC 104). Świetnie widoczny gołym okiem obok SMC. Widać go także na powyższych zdjęciach (blisko po lewej od SMC). Lornetka 10x50 oraz binar 30x77 pokazują jednak zbliżony obraz (raczej bez pojedynczych gwiazd). Trochę dziwi dlaczego O'Meare uważa 47 Tuk za ładniejszy (choć mniejszy) niż Omega Centauri. Niestety nie mogłem obejrzeć 47 Tuk przez 8 lub 10" SCT, bo w marcu był za nisko jak na teleskop umieszczony pod rozsuwanym dachem. Być może porównanie obu obiektów przez taką aperturę zmieniłoby moje oceny. Ale przecież O'Meare używał 4" APO.

Mgławica Tarantula (Caldwell 103, NGC 2070). Widoczna gołym okiem. Widać ją także na powyższych zdjęciach (blisko po prawej u góry względem LMC).

Etha Carinae (Caldwell 92, NGC 3372). Duża mgławica z krzyżowo ułożonymi pasami ciemnej materii. Widać ją gołym okiem jako fragment Drogi Mlecznej. Przez lornetkę 10x50 jeszcze lepiej. Podobno na niebie zajmuje większy obszar niż M42 w Orionie. Napisałem "podobno" bo w przeciwieństwie do M42 Etha Carinae "tonie" w Drodze Mlecznej. Dopiero SCT pokazuje żółtawy blask gwiazdy centralnej (jak przepalona żarówka!). W połowie XIX wieku świeciła jaśniej niż Canopus (zmienna nieregularna)

Jewell Box (Caldwell 94, NGC 4755). Gromada gęsto upakowanych, różnokolorowych gwiazd (jak miniaturka Plejad). Z wielkim trudem widoczna gołym okiem tuż obok jednej z gwiazd Krzyża Południa. Na granicy "worka z węglem". W środku różno-kolorowe gwiazdy, w tym trzy na linii prostej ("traffic lights"). Środkowa z nich jest niebiesko-zielona. Trevor zadaje odgadywanie jej koloru gościom uczestniczącym w jego pokazach nieba.

Worek Węgla (Coal Sack). Ciemny fragment Drogi Mlecznej, świetnie widoczny gołym okiem. Na zdjęciach powyżej znajduje się między napisem Beta Cen a dwiema "lewymi" gwiazdami Krzyża Południa. O'Meare porównuje go z "cieniem" Krzyża Południa. Aborygeni uważali go za głowę strusia zwanego w Australii EMU. Dalszy ciąg strusia tworzą pozostałe pasy ciemnej materii występujące w Strzelcu i Skorpionie. Pełny widok ciemnego "strusia" na tle Drogi Mlecznej widziałem około drugiej w nocy, gdy oba te gwiazdozbiory były dostatecznie wysoko. Na zdjęciach powyżej widać tylko górną część strusia. Spójrzmy zatem na może nienajlepsze zdjęcie owego "Strusia" przedstawione poniżej:
Image
Image
Niektórzy autorzy zastanawiają się dlaczego "prymitywne" plemiona jak Aborygeni czy Indianie z Ameryki Południowej zamiast tworzyć mitologię w oparciu o gwiezdne konstelacje (jak Grecy) wyróżniali właśnie ciemną materię Drogi Mlecznej (to dopiero zagadka?). Około 3 w nocy u podstawy strusia były już moje dwie ulubione konstelacje Skorpiona i Strzelca, a jego głowa sięgała zenitu. Dla mnie widok owego strusia wznoszącego się w miarę upływu nocy coraz wyżej i wyżej robił niebywałe wrażenie.

Tzw. "Plejady Południa" (Caldwell 102, IC 2602). Ciekawa gromada obok Etha Carinae.

Tzw. "Południowe Praeseppe" (Southern Behive) - (Caldwell 96, NGC 2516). Dobrze widoczne gołym okiem, tuż pod Etha Carinae

Scorpius "Jewell Box". (Caldwell 76, NGC 6231). O'Meare twierdzi, że z półkuli północnej (w jego wypadku z Big Island - Hawaii) obiekt ten sprawia wrażenie "fałszywej komety" z krótkim warkoczem. Patrząc z Australii efekt ten był mniejszy.

Na koniec kilka uwag o konstelacjach nieba południowego.
Rzeczywiście pierwotny gwiazdozbiór Argo Navis (okręt Argonautów) był za duży - zajmował chyba pół nieba. Dlatego podzielono go na Puppis (Rufa), Vela (Żagiel) i Carina (kil). Jedynie rufa pokazuje nam czasem, w Europie Środkowej swoje fragmenty.

Patrząc na rozgwieżdżone niebo półkuli południowej trudno w pierwszej chwili było wyczuć czym szczególnym wyróżnia się Krzyż Południa. Jednak gdy zapada zmierzch, pierwsze widoczne w tej części nieba gwiazdy to alfa i beta Centaura oraz trzy najjaśniejsze gwiazdy Krzyża Południa (później dochodzi też czwarta). Taki widok jest też wyraźnie widoczny o zmierzchu w marcu, nawet z miasta. Jeśli przedłużyć dłuższe ramię Krzyża w dół, a z alfy Centaura wyprowadzić prostopadłą do odcinka łączącego alfę z betą Cen. To miejsce ich przecięcia wskaże południową oś Ziemi (kierunek południowy). Na zdjęciu zaznaczyłem w tym miejscu "x". To jest sposób na ustalenie kierunku południowego w Australii. Brak w tym miejscu gwiazdy podobnej do naszej Polarnej bardzo utrudnia ustawianie statywów paralaktyczych na półkuli południowej.
Archenar (widoczny na głównym zdjęciu nisko nad horyzontem) świetnie nadaje się tu do nawigacji, tak jak Canopus na morzu Śródziemnym. Nic dziwnego, że jedną z wycieczek odwiedzających "Dostrzegalnię" w Pingelly Heights jest grupa pilotów samolotów cywilnych którzy na wypadek awarii aparatury (lub jakichś wątpliwości) powinnin umieć zorientować się w swoim polożeniu w przestrzeni.

A teraz kilka zdjęć więcej:
Oto ogólny widok Pingelly Height Observatory. Po prawej budynek z rozsuwanym dachem kryjącym teleskopy.
Image

Dwa nocne zdjęcia budynków obserwatorium i domu w świetle Księżyca. Widać charakterystyczny obraz Oriona "go góry nogami"
Image
Image

Image
Image


Wejście do budynku obserwatorium z bliska
Image


Pokaz dla wycieczki zaczyna się od prelekcji, połączonej z pokazem slajdów.
Image
Image


W końcu dach się rozsuwa i zaczynają obserwacje
Image

Zachód Słońca z budynkiem obserwatorium po prawej
Image


Typowy australijski "widoczek" na tereny wokół obserwatorium
Image


W Pingelly Heights, spędziłem w sumie 10 dni, z czego "super" pogodnych nocy, bez Księżyca było 4-5. Zdjęcia gwiazd tu przedstawione wykonałem Praktiką z obiektywem Zenitar, 16mm. Pozostałe zrobiłem małym aparatem cyfrowym. Film do aparatu kupiłem na miejscu, w Perth i także na miejscu go wywołałem (Balem się ew. śladów prześwietleń wysokoczułych materiałów na lotniskach). Te wywołania nie najlepiej się jednak udały. Trochę żałuję zatem, że nie zabrałem wtedy ze sobą Canona 300D - zdjęcia wyszłyby wspaniale (por. moja relacja z Pustyni Negev). Z drugiej strony gdybym nie zabrał Miyauchi też wiele bym stracił. Może trzeba było jednak dowiesić kolejną torbę i wyglądać jak choinka? W sumie, przy tak dalekiej podróży mogło przydarzyć mi się jednak więcej błędów i wpadek.


Podsumowanie
30 stopień szerokości geograficznej południowej wydaje się być najatrakcyjniejszym miejscem do uprawiania amatorskiej astronomii. Widać z niego wszystkie najładniejsze obiekty obu półkul. Orion widziałem dużo wyżej niż w Polsce. O widoku wspaniałych obiektów Skorpiona i Strzelca nie ma nawet co mówić. Dopiero tam mogłem im się dobrze przyjrzeć gołym okiem! A Minolta 10x50 używana z leżaka dawała chyba najwspanialsze efekty. Dopiero tam zobaczyłem też galaktykę "Sombrero" odpowiednio wysoko. Jej widok przez 8" SCT był naprawdę piękny (długi, wąski kształt). Zastanawiałem się czym ja, przybysz z Europy Środkowej, mógłbym zaimponować Trevorovi. Po krótkich przemyśleniach wspomniałem mu nieśmiało o M81 i 82. On jednak, jako imigrant z lat sześciedziesiątych, z Wielkiej Brytanii, tęskni czasem jedynie za prozaicznym widokiem Wielkiego Wozu.
Ciekawostka, że odwieczny dylemat amatorów astronomii. Cztero-calowe, drogie APO czy tańsze 8" SCT jest tam automatycznie rozwiązany na korzyść owego SCT. Przy tym "seeing'u" widok planet za pomocą 8" SCT jest rewelacyjny. Podobne odczucie miałem rok później na pustyni Negev.
Powyższy, opis niektórych obiektów nieba południowego może (mam nadzieję) przydać się tym którzy w pewnej chwili będą mieć okazję wyjazdu na półkulę południową i potrzebować będą jakichś wstępnych wskazówek do amatorskich obserwacji "downunder".
Tereny pustynnego "outback'u" w Australii wydają się być wręcz rajem dla astromaniaków. To taka nasza "Kraina Wiecznych Łowów". Gdyby jeszcze życie składało się wyłącznie z astronomii i pogodnych nocy...
Zbig
Ostatnio edytowany przez Zbig 20 Kwi 2006, 12:33, edytowano w sumie 3 razy
"A foolish consistency is the hobgoblin of little minds", Self-Reliance by Ralph Waldo Emerson
Awatar użytkownika
 
Posty: 242
Rejestracja: 18 Kwi 2006, 18:37

PostLow Drifter | 19 Kwi 2006, 14:42

Zazdroszę :-)

Kiedyś jak będę miał kasę to wybiorę się do Cerro Paranal :-]
yoo
Awatar użytkownika
 
Posty: 74
Rejestracja: 13 Gru 2005, 21:59
Miejscowość: Gliwice

Postpiotrusb | 19 Kwi 2006, 15:03

Chciałbym mieć pracę z takimi "służbowymi wyjazdami" :shock: Pozazdrościć :D

Pozdrawiam
Piotrek
Sprzęt: Soligor MT-750 z dodatkami, Canon 10D z dodatkami, lornetka :)

Image
 
Posty: 183
Rejestracja: 09 Lis 2005, 19:05
Miejscowość: z nienacka ;) Częstochowa

PostJaLe | 19 Kwi 2006, 16:22

Kolejna bardzo ciekawa relacja.
To dobrze, że znajdujesz czas by podzielić się z astromaniakami wrażeniami z pobytu na Antypodach :)
Awatar użytkownika
 
Posty: 7044
Rejestracja: 09 Wrz 2005, 21:13
Miejscowość: małopolska

Postjureq | 19 Kwi 2006, 21:26

Świetna relacja - przeczytałem z prawdziwą przyjemnością.
Pozdrawiam,
Jurek
 
Posty: 33
Rejestracja: 31 Sie 2005, 20:09
Miejscowość: Warszawa

PostZbig | 19 Kwi 2006, 22:52

Dziękuję za miłe słowa dodam jednak też, że relacja z Australii przeleżała cały rok z braku (mojego) czasu. Dobrze jednak, że mam obyczaj prowadzić dziennik obserwacji. Kilku moich kolegów śmialo sie ze mnie. Teraz było to jak znalazł. Po prostu spisałem moje bezpośrednie wrażenia z zeszytu i dorzuciłem zdjęcia. Zbig
"A foolish consistency is the hobgoblin of little minds", Self-Reliance by Ralph Waldo Emerson
Awatar użytkownika
 
Posty: 242
Rejestracja: 18 Kwi 2006, 18:37

Postzjelon | 20 Kwi 2006, 08:28

Taak, przygoda plus piękne widoki a do tego świetna relacja. Dzięki forum mamy choć małą cząstkę z tego okazję uszczknąć.
pozdrawiam Zbyszek
Awatar użytkownika
 
Posty: 187
Rejestracja: 18 Mar 2006, 17:12
Miejscowość: Jaworzno

Postpiroman | 09 Maj 2006, 23:35

Zbig napisał(a):Archenar (widoczny na głównym zdjęciu nisko nad horyzontem) świetnie nadaje się tu do nawigacji, tak jak Canopus na morzu Śródziemnym.

No właśnie jak za pomocą gwiazd orientować się w położeniu? Bo gwiazdy żeglarzom jeszcze niedawno służyły tylko do określania własnego położenia a do orientacji w kierunkach świata od dawna wykorzystuje się kompas. Znając własne położenie i położenie portu docelowego, korzystając z mapy mogli wyznaczyć azymut na jaki mają się kierować. A mając już taką wiedzę potrzebny był im tylko kompas żeby dotrzeć to portu. Z tego co się orientuję to do określenia własnego położenia były potrzebne trzy rzeczy: wysokość danego ciała niebieskiego nad horyzontem (do określenia tej wysokości służył sekstans lub oktant), tablice w których były zawarte informacje na temat położenia ciał niebieskich w zależności od daty oraz był potrzebny aktualny czas. Czy wie ktoś jak to wszystko połączyć i wyznaczyć położenie? I o jaki czas chodzi? Czy może to jest czas na długości geograficznej dla której są wyznaczone tablice, bo przecie to nie może być czas jaki odpowiada długości na której znajduje się obserwator gdyż obserwator nie zna swojego położenia.
A jeśli idzie o orientowanie się w kierunkach świata to żeby wykorzystać gwiazdy inne niż gwiazda polarna też by się przydało mieć jakieś dodatkowe informacje. Bo tylko gwiazda polarna stoi w miejscu, wszystkie inne wykonują pozorny ruch po niebie, także Archenar i Canopus. Na półkuli południowej kierunek południowy możemy zlokalizować za pomocą wyznaczenia punku przecięcia się odpowiednich linii, tak jak to zostało wyżej omówione. Ale wszystko inne się kręci i zależy zarówno od daty jak i od godziny.
Czy może ktoś mi pomóc to wszystko poukładać? Może ktoś ma jakieś materiały gdzie są opisane te triki za pomocą których da się nawigować przy użyciu samych ciał niebieskich.

pozdrawiam
 
Posty: 7
Rejestracja: 06 Sty 2006, 11:37
Miejscowość: Kraków

 

PostZbig | 10 Maj 2006, 10:21

piroman napisał(a):
Zbig napisał(a):Archenar (widoczny na głównym zdjęciu nisko nad horyzontem) świetnie nadaje się tu do nawigacji, tak jak Canopus na morzu Śródziemnym.

(...) A jeśli idzie o orientowanie się w kierunkach świata to żeby wykorzystać gwiazdy inne niż gwiazda polarna też by się przydało mieć jakieś dodatkowe informacje. Bo tylko gwiazda polarna stoi w miejscu, wszystkie inne wykonują pozorny ruch po niebie, także Archenar i Canopus. Na półkuli południowej kierunek południowy możemy zlokalizować za pomocą wyznaczenia punku przecięcia się odpowiednich linii, tak jak to zostało wyżej omówione. Ale wszystko inne się kręci i zależy zarówno od daty jak i od godziny.
Czy może ktoś mi pomóc to wszystko poukładać? Może ktoś ma jakieś materiały gdzie są opisane te triki za pomocą których da się nawigować przy użyciu samych ciał niebieskich.

Archenar na morzach poludniowych a Canopus na Morzu Śródziemnym w określonych miesiącach roku pojawiają się o zmierzchu nisko nad horyzontem na pewnym kierunku. W tym czasie łatwiej ich uzyć do celów nawigacyjnych przez osoby które zgubiłyby się patrąc na rozgwieżdżone niebo. I tak zapewne przeszly do tradycji żeglarskiej - okreslony miesiac okreslona gwiazda, okreslona pora nocy - najczęsciej wczesny zmierzch. Tak zapewne analizowano polozenia cial niebieskich w Stonehenge. Wiem, ze pojawienie sie Plejad (polska ludowa nazwa: "Kurki") w pewnym momencie nocy bylo sygnalem do zniw w Polsce.
Natomiast sprawa dokładnej orientacji wg gwiazd znajduje się na pewno w podręcznikach nawigacji szkół morskich. Jesli ktos chce wiedziec wiecej na ten temat to powinien sprobowac wyszukac w I-necie takie ksiazki.
Sprawy te są już powoli historią bo systemy GPS'owe robia swoje. Uważam, ze do prostej orientacji wystarczy umiec okreslic kierunek poludniowy i polnocny oraz ew. umiec przy pomocy wyciagnietej reki odmierzac katy w terenie.
"A foolish consistency is the hobgoblin of little minds", Self-Reliance by Ralph Waldo Emerson
Awatar użytkownika
 
Posty: 242
Rejestracja: 18 Kwi 2006, 18:37

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 12 gości

AstroChat

Wejdź na chat