W znanej książce dla dzieci o małym księciu na małej planetoidzie wyrosła róża.
Okazuje się, że w warunkach gdy powstawał nasz kład planetarny (Układ Słoneczny) planetoidy były cieplejsze niż obecnie spotykane i mogły utrzymywać ciekłą wodę w swojej objętości przez nawet 50 milionów lat.
Jednocześnie wiadomo już na pewno, między innymi dzięki zbadaniu pewnego meteorytu, że na pojedynczych planatoidach można spotkać bardzo wiele różnych aminokwasów naraz.
Wiemy, że nasze białka są z aminokwasów zbudowane.
Życie komórkowe mogło powstać na takiej planetoidzie zanim, jako tak zwany planetozymal, upadła na Ziemię.
Za takim scenariuszem przemawia to, że ślady życia na Ziemi pojawiły się zaskakująco szybko po jej powstaniu w ostatecznej masie.
Małym organizmom jest wszystko jedno czy pływają w wodzie, a dokładniej w słabym roztworze wodnym, na obiekcie z mocną grawitacją czy mikroskopijną.
Na stacji kosmicznej ISS mimo braku grawitacji drobnoustroje nie obumarły w płynach, w których tam doleciały.
Do tej pory dominowała hipoteza, że życie komórkowe powstało w czasowo wysychających kałużach przy ówczesnych gejzerach na Ziemi.
Inspiracja:
https://tech.wp.pl/zycie-na-ziemi-moglo ... 314624129a
Pozdrawiam