Cześć wszystkim. Specjalnie się zarejestrowałem na forum, żeby mieć możliwość podpisania się pod tym, co napisał Daniel.
Niestety tak było. To znaczy wyjazd, który miał w istocie być fajną wyprawą na koniec świata, spełnieniem marzeń, wspaniałą przygodą, doskonale zorganizowaną wycieczką astronomiczno-turystyczną mógł stać się jakimś koszmarem. Tzn. stałby się, gdyby nie nasza przewidywalność nieprzewidywalnych ruchów Organizatora. Doświadczonego Organizatora - jak o sobie pisze. No i dzięki tej mojej przewidywalności było fajnie. Było super. Ale to tylko i wyłącznie zasługa uczestników imprezy,
nie Organizatora. Daniel nie pochwalił się zdjęciami i relacją. Wszystko jest tutaj:
www.malapert.plA co do organizacji:
1. Od początku było wiadomo, że sugerowany w tym wątku koszt 7000 zł jest niemożliwy do utrzymania. I nie łudźmy się, że był. Samo ubezpieczenie i dojazd na lotnisko, z którego mieliśmy bilety kosztowało nas 1100 zł nie licząc jedzenia. Straciłem przy tym 1 dzień urlopu.
2. Również niemal od początku było wiadomo, że nie zwiedzimy reklamowanych w tym wątku obserwatoriów La Silla, Paranal, OGLE itp. ESO po prostu rozdało już bilety i koniec. Bilety na ALMA
ogarnęliśmy sami. I zwiedziliśmy centrum operacyjne ALMA. Ale bez Organizatora.
3. O atrakcjach do zwiedzania mieliśmy się dowiadywać każdego dnia rano (sic!). Od razu więc wiedziałem, że muszę przygotować swój plan wycieczki, co zrobiłem z półrocznym wyprzedzeniem i oczywiście nie żałuję. Mimo tych zapewnień o porannym
briefingu, w ciągu kilkunastu dni wyprawy miałem informację tylko o 3 planowanych atrakcjach (parki narodowe w okolicach La Serena, doliny w okolicach San Pedro i gejzery El Tatio). I - uwaga - wszelkie informacje na ten temat były niekompletne, bo nigdy nie dowiedzieliśmy się od Organizatora o godzinach otwarcia tych parków, co w dwóch przypadkach okazało się dla nas zgubne w skutkach. W trzecim nie, bo na El Tatio zajechaliśmy po wschodzie Słońca dzięki temu nie zamarliśmy na śmierć, chociaż podobno oglądać to należy przed wschodem przy ujemnej temperaturze.
4. Sugestia, żeby zabrać 50l plecaki doprowadziła do tego, że w jednym z samolotów (Linie Sky do Antofagasta) zabrakło miejsca na bagaż podręczny i ludzie,
którzy zapłacili za dodatkową walizkę musieli się gnieździć ze swoim regulaminowym bagażem podręcznym pod nogami.
5. Opisany przez Daniela brak noclegu w La Serena był tylko namiastką armagedonu, który miał przyjść później. Z kronikarskiej konieczności dodam, że przed rokiem (dokładnie 4 sierpnia 2018) jeden z naszych kolegów sugerował, żebyśmy spali w 7 osobowych apartamentach przez cały nasz pobyt w okolicach zaćmienia. Spotkało się to z milczeniem ze strony Organizatora. W końcu jednak mieliśmy tam spać 2 noce z 4. Jak trafiliśmy do tych apartamentów, to ostatecznie noclegu dla nas nie było, a noc przed i po zaćmieniu spaliśmy w domkach, w których w środku było chłodniej niż na zewnątrz. ZIMĄ!
6. A armagedon nastąpił w centralnym punkcie ekspedycji, czyli w miejscowości San Pedro na samym środku pustyni Atacama. To jest turystyczne miasteczko i noclegi trzeba rezerwować. Przyjeżdżamy..... a właściciel hotelu pokazuje nam emaila z odwołaną rezerwacją. No to mnie - delikatnie mówiąc - rozsierdziło. Zniosłem roczne przygotowywanie planu wobec braku przedstawionego mi przez Organizatora, zniosłem wylot z Norymbergi (chociaż mieszkam od lotniska 700 km), zniosłem nawet to, że Organizator poprosił mnie o organizację noclegu w Santiago dla połowy grupy, bo tego dnia miało go w Santiago nie być (okazało się, że był!). Wytrzymałem brak noclegów i przejmujące zimno.
Ale braku rezerwacji w kluczowym miejscu wyprawy nie wytrzymałem!7. Potem było już tylko lepiej, bo całkowicie odcięliśmy się od Organizatora. Na sam koniec mieliśmy przygodę lotniskowo-bagażową związaną z tym, że nasz bagaż chciał lecieć do wspomnianej Norymbergi, a my nie chcieliśmy. Ale tutaj akurat Organizator przyczynił się najmniej. Może tylko tym, że załatwił nas tą Norymbergą. Ale gdybym go posłuchał i nie brał bagażu rejestrowanego, to bym sobie poradził. Ale nie posłuchałem. I mam za swoje.
8. Od Organizatora i jego żony dowiedziałem się tylko, że włożył w to wszystko dużo serca i czasu i nie wiem czego tam jeszcze. Informuję więc: doskonale rozumiem, co to znaczy włożyć w coś dużo serca i czasu. Jestem jednak aktywnym piewcą kapitalizmu i efektywności. Ludzi i ich czyny poznaje się po owocach. Po efektach. A tutaj efekt logistyczny był....
nie było go. Nie ma.
Nie ma niczego. Za 500 zł miałem się nie martwić. Niczym. A w przypadku tej wyprawy martwiłem się każdym szczegółem agendy. Schudłem od tego 4 kg i dostałem grzybicy przełyku.
9. Nie przysłużyłem się ideom szerzonym przez Organizatora w następujących sprawach i jestem zadowolony ze swojej decyzji: na lotnisko w Norymberdze poleciałem LOTem, a nie pojechałem FlixBusem (podobno komfortowy autokar z przesiadką w Berlinie lub Pradze, 2 razy tańszy niż samolot, ale za to 8 razy dłużej się jedzie), zabrałem 23kg bagaż rejestrowany pomimo wyraźnej sugestii, żeby brać tylko podręczny (na drugi koniec świata, na 2 tygodnie!), zamówiłem samochód 4x4 pomimo wskazanego ograniczenia kosztów (teoretycznie dało się to walnąć innym pojazdem, ale mieliśmy 4 walizki, które trzeba było gdzieś zmieścić, ponadto napęd 4x4 przydawał się przy większych wzniesieniach w piachu, a poza tym - tam każdy ma czerwony pick-up 4x4 w wersji minerskiej z anteną i kogutem), mimo szczerych chęci ostatecznie odpuściłem zwiedzanie kraterów Imilac i Monturaqui - to trudny pustynny teren, duże obciążenie psychiczne i fizyczne. Trzeba poświęcić 1 dzień i jechać na 2 wozy (dla bezpieczeństwa). Trochę żałuję, że nie widziałem Monturaqui, ale bardziej żałuję tego, że wydałem 500+ na "wpisowe".
10. Pominę milczeniem brak kontaktu z Organizatorem w czasie wyprawy, ekstremalnie naganne (3 godzinne) spóźnienie w oczekiwaniu na "apartament" w La Serena i nie do końca dla mnie zrozumiałą koordynację działań 20 osobowej wycieczki w Santiago, gdzie pierwszego dnia zostaliśmy pozostawieni sami sobie (bo przecież nocleg ja ogarniałem, to nagle stałem się beta-przywódcą!).
11. Naprawdę zastanawia mnie jak wyglądałaby ta wycieczka z punktu widzenia osoby, która nie przygotowała niczego. Nie martwiąc się o nic wsiadła w tego Flixbusa, z ograniczonym budżetem oraz bagażem podręcznym i marząc o Ameryce Południowej (i wielkich teleskopach ESO) słuchała rad doświadczonego kolegi. Naprawdę jestem ciekaw...
Kopię tego posta wysyłam do Tomka emailem, bo z tego, co napisał - nie czyta już forum.
Za rok lecę do Argentyny. Z grupą zaufanych podróżników. Sami wszystko zorganizujemy. Saludos.
Radosław K. Pior
promotor astronomii z Kalisza